Jak powinna funkcjonować dyplomacja w czasach kryzysu? Spójrzmy na Włochy. W zeszłym tygodniu media poinformowały, że nasi celnicy zatrzymali transport 23 tys. kupionych w Polsce maseczek ochronnych, które miały trafić do szpitali w Rzymie i regionie Lacjum. Owszem, obowiązujący w Polsce stan epidemii pozwalał na zatrzymanie wywozu niektórych artykułów. Ale czy taki gest miał sens? Po pierwsze, jak wiemy, sytuacja we Włoszech jest dramatyczna, nieporównywalna do sytuacji w Polsce. Po drugie, wydarzenie natychmiast zostało nagłośnione we włoskich mediach, pisano, że w sprawę zaangażował się ambasador Włoch w Warszawie. Skutecznie. Ale co z tego? W tym samym czasie gazety na Półwyspie Apenińskim pisały o rosyjskiej pomocy medycznej dla Włoch i sprawności rosyjskiej armii. „Mobilne laboratoria, lekarze wojskowi, pojazdy specjalne. Dziewięć transportowych odrzutowców przylatuje w ostatnią niedzielę do Rzymu. Jeszcze nocą pomoc zostanie wysłana do Lombardii. Minister Di Maio: Przybywa 10 mln masek. Włochy nie są same”. Gazety pisały też o innej pomocy. Tak m.in.: „Chiny wysyłają lekarzy i znaczne ilości materiałów sanitarnych i lekarstw. Rosja wysyła wirusologów i lekarzy wojskowych, a także innego rodzaju pomoc. Kuba, ofiara amerykańskiego embarga, wysyła 50 lekarzy”. A potem ta informacja była uzupełniona taką: „Francja i Niemcy blokują eksport masek jeszcze na wczesnych etapach epidemii. (…) Republika Czeska i Polska próbują nas okraść z zamówionych wcześniej masek”. Oczywiście ta relacja jest elementem politycznej gry. Szkoda tylko, że sami, przez własną nieroztropność, dajemy naszym przeciwnikom argumenty do ręki. I jeszcze jedno – jakich działań Włoch w ramach Unii Europejskiej będziemy mogli w najbliższym czasie się spodziewać? Choćby wtedy, gdy będą poddawane pod głosowanie sprawy funduszu spójności albo przedłużenia embarga wobec Rosji? To, zdaje się, jest pytanie retoryczne. W każdym razie mamy przykład, ile można w dzisiejszym świecie uzyskać (lub stracić) pewnymi gestami. Jeżeli jesteśmy przy koronawirusie, warto przypomnieć jeszcze jeden wątek. Kiedy epidemia wybuchła i odwołano większość lotów oraz zamknięto granice, przed polskimi służbami konsularnymi stanęło zadanie pomocy rozsianym po świecie rodakom w powrocie do kraju. Wyszło to różnie, Polacy narzekali na astronomiczne ceny biletów LOT. Zżymali się też na brak dobrej informacji i zamknięte w weekendy polskie placówki. I na to, że musieli wracać różnymi drogami i środkami lokomocji. Potem okazało się, że mogliśmy ściągać rodaków do kraju za pieniądze Unii Europejskiej, tak jak zrobili to np. Czesi, ale najwyraźniej nikt na to w naszym kraju nie wpadł. Gratulujemy więc urzędnikom Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Co ciekawe, w tym samym czasie swoich obywateli z różnych stron świata, głównie z Polski, ewakuowali też Ukraińcy. Z relacji wynika, że poszło im bardzo sprawnie. Jak to wytłumaczyć? Żeby nie dołować naszego młodego pisowskiego narybku, proponujemy tłumaczenie magiczne. Otóż portal wsparcia podróżujących ukraińskiego MSZ nazywa się DRUG (czyli przyjaciel) – Dobrowilna Rejestracija Ukrajinśkych Gromadian. Natomiast polski portal nazywa się… Odyseusz. Kto zna mity greckie, wie, o co chodzi. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint