Dobry wojak Szwejk, jak pamiętamy, wyniósł z domu wariatów całkiem przyjemne wspomnienia: „Taka tam panuje wolność, o jakiej nawet socjalistom się nie śniło. Można tam się podawać za Pana Boga albo za Przenajświętszą Panienkę, za papieża, za angielskiego króla czy za świętego Wacława, aczkolwiek ten ostatni bywał ciągle wiązany i musiał nago leżeć w izolatce. Był tam też jeden, który wykrzykiwał, że jest arcybiskupem, ale nic nie robił, tylko żarł, spał i jeszcze za przeproszeniem robił coś takiego, co można łatwo zrymować, ale tam takich rzeczy nikt się nie wstydzi. Jeden podawał się nawet za Cyryla i Metodego, żeby mu dawali podwójne porcje. Inny znowu był w ciąży i każdego zapraszał na chrzciny. Siedziało tam pod kluczem bardzo dużo szachistów, polityków, rybaków i skautów, zbieraczy marek i fotografów amatorów. Pewien człowiek siedział z powodu jakichś starych garnków, które nazywał popielnicami. Jednego trzymali tam stale w kaftanie bezpieczeństwa, żeby nie mógł wyliczyć, kiedy nastąpi koniec świata. Spotkałem tam też kilku profesorów. Jeden z nich stale chodził za mną i dowodził mi, że kolebka Cyganów jest w Karkonoszach, a ten drugi objaśniał mnie, że wewnątrz kuli ziemskiej znajduje się jeszcze jedna, daleko większa od zewnętrznej. Każdy mógł tam wygadywać, co mu ślina na język przyniosła, jakby był w parlamencie”. Tak oto Jaroslav Hašek już sto lat temu przewidział współczesny polski Sejm. Nie brakuje tu arcybiskupów bardziej arcybiskupich niż prawdziwi; profesorów podających w wątpliwość prawa ewolucji; wierzących w religię smoleńską; niebędących może w ciąży, za wiedzących to znakomicie, jak ciężarne mają postępować; skautów reprezentuje Antoni Macierewicz, a nie lekceważyłbym także Cyryla i Metodego. Jezus Chrystus w sensie dosłownym chyba jeszcze na Wiejskiej się nie objawił, ale posłowie okrzyknęli go królem pospołu z Przenajświętszą Panienką. Głównym zajęciem posłów są: wychodzenie z sali, blokowanie mównicy, przekrzykiwanie się, wtrącanie nieudolnych zwischenrufów (ach, gdzie jest przedwojenny poseł Stroński) i uciekanie przed nieuzgodnionymi pytaniami dziennikarzy. Poza tym rzeczywiście można wygadywać, co ślina na język przyniesie. Tutaj jednak pojawia się pewna zagwozdka. Nasz Sejm jest, bo przecież nikt nie bierze na serio zaokrąglającego się z wiekiem Jarosława Gowina i wrzaskliwego Zbigniewa Ziobry z ich kanapami, decyzyjnie jednopartyjny. Rządząca partia zadecydowała przy tym od dawna, że nie ma najmniejszego zamiaru i w czymkolwiek (chyba że chodzi o kpiące komentarze) słuchać gadaniny tzw. opozycji. Następuje więc sytuacja klasyczna i od początków XVII w. znana narodowej paremiologii: „Dziad przemawiał do obrazu, oj / A obraz doń ani słowa, oj / Taka była ich rozmowa, o jo, jo, joj”. Zauważyć przy tym trzeba, że w owej pieśni śmieszny jest nie obraz (w tym przypadku Prezes z Nowogrodzkiej), ale ów przemawiający dziad. I nieważne, że – jak pisał francuski filozof Jean Baudrillard – „Obraz nie ma związku z jakąkolwiek rzeczywistością; jest swoim własnym simulacrum”. Dziad usiłujący nawiązać dialog z obrazem ma z ową rzeczywistością jeszcze daleko mniej wspólnego. Zaczyna się więc próżna zabawa w jakieś wotum zaufania, składanie interpelacji, próby dyskutowania na podkomisyjkach. Wirtualny świat. Sejm, którego nie ma. Czy to komiczne, tragikomiczne czy tragiczne – zależy już od naszego wyboru, chociaż ja bym się nie śmiał za bardzo. Z braku laku Schetyna mierzy się z Petru, a Petru z Kukizem. Próżne swary, bo w dziadostwie równi. I tylko instytucja zostaje ostatecznie ośmieszona. Nie ona jedna. „W Ameryce – stwierdził antyfeministycznie Adlai Ewing Stevenson – każdy chłopiec może zostać prezydentem”. U nas (może na tym zasadza się polska demokracja?) kubek w kubek to samo. Niepotrzebne do tego żadne specjalne zdolności czy umiejętności. Charyzma? Jak to w ogóle się pisze? Nasz prezydent umie jeździć na nartach oraz – pewnie dlatego, że nie posiadł głębszej wiedzy muzykologicznej – lubi góralską muzykę i dudy jako instrument, choć przyniesione zostały do Polski ze Wschodu. Będąc naczelnym zwierzchnikiem sił zbrojnych, palcem nie kiwnie, kiedy dymisjonuje się generałów, a rządy w resorcie obejmują niedouczeni aptekarze. Owszem, lubi sobie pojeździć po świecie, demonstrując nienaganne wychowanie, uśmiechać się do odległych notabli, a ich panie całować w ręce. Jednak pożytku z tego tyle, co z ożywienia stosunków