Razem jedli frykasy za państwowe. Razem pili wyborne wina. Oczywiście też za państwowe. Razem tak rozwiązywali problemy rodzinne, że jeden zatrudniał córkę drugiego. Co przecież miało sens, bo zmniejszało bezrobocie w kraju. Razem też tym, co mówili podczas biesiad, ośmieszali matkę żywicielkę, czyli Platformę Obywatelską. Zgrany duet – Radosław Sikorski i Jacek Rostowski. Czy można więc się dziwić, że tak dobrana para również razem zaatakowała Ewę Kopacz? Zrobili to, jak na dżentelmenów znad Wisły przystało, i tak na miękko. Obyło się bez krwi. Sponiewierali swoją szefową słowami. Można by wzruszyć ramionami i powiedzieć, że przy takich liderach partyjnych Ewie Kopacz i tak dużo się udało obronić. Sikorski pojedzie sobie teraz do Amerykanów, gdzie go PiS nie dopadnie, a polska dyplomacja przeżyje kolejne stadium upadku. Eksminister zapisał się w historii MSZ jako ten, który – często bez sensu – pozamykał wiele polskich placówek na świecie, a część z nich zdążył znowu powołać do życia, wydając oczywiście na to sporo kasy. I jako ten, który lekką ręką sprzedał bardzo atrakcyjną działkę przy ul. Kurfürstendamm w centrum Berlina, ale starą ambasadę RP w Niemczech zostawił w tak koszmarnym stanie, że już za to PO należało się pożegnanie z władzą. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint