Mieszkańcy Polanicy twierdzą, że majętności byłego prezesa PZU są warte wiele milionów złotych. Oficjalnie trudno to policzyć Władysław Jamroży, aresztowany niedawno były prezes PZU, nadal jest honorowym obywatelem Polanicy, kurortu w Kotlinie Kłodzkiej. W Polanicy głośno mówi się o tym, że honory nadawane Jamrożemu przez lokalny samorząd to wynik prywatnych układów byłego prezesa z miejscowymi włodarzami. Jak się wydaje, układy te sięgają bardzo głęboko. To właśnie w tym mieście były prezes największej polskiej firmy ubezpieczeniowej rozpoczynał karierę zawodową. Pracował jako lekarz. Tu wybudował swój pierwszy dom. W Polanicy, dzięki dużym pieniądzom, jakimi dysponował jako prezes Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń, osiągnął pozycję człowieka, z którym wszyscy musieli liczyć się, bowiem w ciszy gabinetów decydował o wielu sprawach, m.in. kadrowych. – Jamroży był szarą eminencją – mówi mi wieloletni mieszkaniec miasta. – Chociaż rzadko przyjeżdżał do Polanicy, to jeśli już się pojawił, wiedzieli o tym wszyscy. W mieście nagle przybywało patroli policyjnych. A sam prezes w luksusowej limuzynie przemykał ulicami do swojej willi. Tajemnicą poliszynela jest to, że Jamroży miał duże wpływy w lokalnej policji. Ci, którzy mieli z nim kontakt na drodze służbowej (a nie należeli do dworu prezesa), twierdzą, że zachowywał się jak ktoś, z kim trudno byłoby się spoufalić. Małomówny, skryty, nigdy nie żartował, ale też nigdy nie podnosił głosu. W miejscowym urzędzie gminy czuł się jak książę na włościach. – Czasami wpadał, żeby przypilnować swoich spraw. W takie dni nie wiedziałem, kto tak naprawdę jest moim przełożonym – mówi urzędnik samorządowy, który woli pozostać anonimowy. – Za każdym razem miałem wrażenie, że przyjechał jakiś superszef. Jego wizyty najczęściej oznaczały, że będziemy mieli dodatkową pracę. Zaraz okazywało się, że trzeba bardzo pilnie przygotować dokumenty na przetarg jakiejś nieruchomości. Sam Jamroży bezpośrednio w nic się nie angażował. Od tego miał nas. Jego spraw pilnowali nasi szefowie, zwłaszcza przewodniczący rady gminy. Dziurki po pinezkach Tomasz Lipiński, przewodniczący rady gminy, jest związany z Jamrożym od wielu lat. Przyjaźnią się – co pan przewodniczący wielokrotnie podkreślał publicznie, a poza tym Lipiński, jako dyrektor zespołu hoteli należącego do grupy PZU, był pracownikiem Jamrożego. W momencie, kiedy były prezes PZU chciał kupić na terenie Polanicy jakąś nieruchomość, takie koneksje mogły być bardzo przydatne. – Tak naprawdę to chyba nikt nie wie, ile działek należy do prezesa – mówi pracownik urzędu gminy. – Bywało, że przetarg ogłaszano tuż przed jakimiś świętami, bo chodziło o to, żeby nikt się o nim nie dowiedział. Zawsze wkładaliśmy dużo starań, żeby zachować pozory przestrzegania procedury przetargowej. Na dowód, że ogłoszenie wisiało na tablicy (co było nieprawdą), musieliśmy w rogach kartki robić dziurki. Później dowiadywałem się, że wystawioną niby na przetarg działkę kupił albo sam Jamroży, albo jego człowiek. Tanio kupić, drogo sprzedać Jamroży kupował w Polanicy działki nie tylko dla siebie i nie tylko od gminy. Często posługiwał się osobami podstawionymi. Ci, którzy przygotowywali te transakcje, dobrze wiedzieli, do kogo tak naprawdę będzie należała sprzedawana działka. Od czasu do czasu na przetargach dotyczących większych nieruchomości pojawiali się też bracia W. z Pruszkowa (obecnie aresztowani wraz z byłym prezesem PZU; prokuratura zarzuca im zawyżanie cen i dzielenie się prowizją z pracownikami Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń). – Dopiero teraz ten mechanizm stał się dla mnie zrozumiały – opowiada mi pewien urzędnik, podobnie jak jego koledzy proszący o nieujawnianie jego nazwiska. – Najpierw do Polanicy przyjeżdżał prezes Jamroży. Od ludzi, którzy są mu wdzięczni za intratne stanowiska, dowiadywał się, co można kupić. Później zjawiali się ci panowie z Pruszkowa i wygrywali przetarg. Następnie sprzedawali tę samą nieruchomość firmie PZU. Cena drugiej transakcji była znacznie wyższa. Przykładem takiego działania jest należący obecnie do Władysława Jamrożego budynek w centrum miasta. Na parterze pomieszczenia użytkowe wynajmuje bank. Na piętrach są mieszkania. Wszystkie na sprzedaż – tysiąc dolarów za metr kwadratowy. – Gdy taki dom kupi się tanio – dzięki układom – można
Tagi:
Artur Guzicki