Dzidziusie

Najpierw był minister Sadowski, był ministrem sprawiedliwości, ponieważ ją bardzo cenił i poważał u siebie i u innych. Gdyby tego nie robił, to pewnie nie zostałby ministrem w naszym wzruszającym do łez kraju. Ów pan minister jeszcze jako sędzia potrącił niewinną kobietę, ale ponieważ jego marzeniem było zostać kimś szanowanym i poważanym, zostawił kobietę jej losowi, a swój wziął we własne, uczciwe, bo chronione immunitetem ręce. Tu trzeba zapamiętać, że Człowiek w naszym kraju z immunitetem Staje się moralnym autorytetem. Aliści wredni i bezwzględni dziennikarze uparli się wmówić panu premierowi Belce, że pan minister nie ma czystego sumienia i pan premier z bólem serca pozbył się tego jeszcze jednego wybitnego fachowca. I powołał na to miejsce Andrzeja Kalwasa. Mam przyjaciela, który zna tego jeszcze nowszego pana ministra. Mój przyjaciel jest znanym i, co trzeba podkreślić, uznanym za wybitnego prawnikiem. I otóż w dniu wyboru nowego ministra sprawiedliwości siedzieliśmy sobie w kawiarni, pijąc herbatę i kawę, kiedy do naszego stolika podszedł bliżej mi nieznany mężczyzna, znany wszelako przez mojego przyjaciela, i powiedział teatralnym szeptem: – Nowym ministrem sprawiedliwości został Andrzej Kalwas. – O Jezu, k… mać – powiedział mój przyjaciel jednym tchem, czym mnie zaskoczył absolutnie, ponieważ z tego, co wiedziałem do tej pory, nigdy nie chodził do kościoła i nie klął w miejscach publicznych, czyli użył słów powszechnie uważanych za parlamentarne, tylko za kulisami. – Dlaczego tak dziwnie zareagowałeś? – zapytałem. – Bo dopiero teraz będzie cyrk – odpowiedział i jak się okazało, nie pomylił się, co zrozumiałem kilka dni później, czytając wywiad nowego pana ministra udzielony pani Ewie Siedleckiej. Ponieważ wywiad został powszechnie uznany za niezrozumiały, przedstawię go dzisiaj dorosłym czytelnikom „Przeglądu” w wersji dla przedszkolaków. Ewa Przedszkolanka: – Czym się, Andrzejku, kierowałeś, dając Mareczkowi nową kanapeczkę, kiedy wszyscy wiemy, że nie zjadł starej? Andrzejek: – A dlacego to panią interesuje? Pewnie pani chodzi o to, zeby Marecek nie miał co jeść i nie miał prawa wyboru kanapecek. Dałem, bo chciałem. Ewa Przedszkolanka: – Ale dlaczego? Andrzejek: – Bo jesteśmy z tego samego psedskola. Ewa Przedszkolanka: – Ale Mareczek pozbawił kanapeczek pewną dziewczynkę z Białobrzegów i powinien przynajmniej dostać klapsa. Andrzejek: – Zeby ta dziewcynka mogła dostac swoją kanapeckę, to najpierw Marecek powinien mieć dwie. Jedną własną, a drugą ode mnie. Ewa Przedszkolanka: – A dziewczynka dlaczego nie? Andrzejek: – Bo jest skarzypyta. Ewa Przedszkolanka: – To w takim razie obaj powinniście dostać po pupie. Andrzejek: – Nie ma takiej mozliwości prosę pani, dzidziusiów się nie bije w wolnej Polsce.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 40/2004

Kategorie: Felietony