Dzieci ulicy

Są na granicy uczciwego życia– albo trafią do młodzieżowego gangu, albo uda się je zatrzymać Tak właśnie je nazwali – dzieci ulicy. Te, które godzinami są poza domem, wolą z niego wyjść, żeby nie oberwać, nie oglądać picia. Wychodzą nie zauważone. Są na granicy. Za chwilę wciągnie je świat ulicy, przestaną być jej dziećmi, staną się obywatelami, zaczną kraść, napadać. – Nie wkraczamy w gangi młodzieżowe, staramy się pomóc tym dzieciom, które dopiero mogą się w nich znaleźć – tłumaczy Wiesław Kołak. Dwanaście lat temu założył wraz z Towarzystwem Przyjaciół Dzieci pierwsze ośrodki, teraz tworzą one Krajowy Komitet Wychowania Resocjalizującego. Od dzieci dostał Order Uśmiechu. – Przeciągamy je na naszą stronę. Mówimy – przyjdź, dostaniesz obiad, pomożemy ci odrobić lekcje, mamy komputery, telewizor. Tam są już twoi koledzy i wychowawcy. Nie będziesz sam – dodaje Wiesław Kołak. I część dzieci przychodzi. Największą dumą wychowawców jest to, że “ich dzieci” przestają wagarować, kończą szkoły. Już samodzielni, bardzo często pomagają w ośrodkach jako wolontariusze. Domy poprawcze, pogotowia opiekuńcze, policyjne izby dziecka – potrzebne, ale są klęską wychowawczą. Stamtąd o wiele trudniej wrócić do świata uczciwości. Dzieci ulicy, którym pomagają ośrodki Komitetu, unikną złej drogi. Były na granicy. I jej nie przekroczyły. Oto trzy ośrodki – różne środowiska, jedna wspólna potrzeba akceptacji i podtrzymania w wierze, że biednemu dziecku też się może w życiu udać. Dla zadbanych po prostu nie istnieją Centrum dużego miasta. Stare, piękne kamienice. Część mieszkań wykupiona przez bogatych, w pozostałych gnieździ się bieda – w każdym pokoju paroosobowa rodzina, dużo alkoholu, ciąża po ciąży, bez zasiłku. Ognisko mieści się na rozległym parterze domu, który 80 lat temu był awangardą. Jest siłownia, sala komputerowa, na ścianach dyplomy, bo kierowniczka, Magda, absolwentka AWF, prowadzi świetny zespół taneczny. Ciasno i przytulnie. Zapach jarzynowej. Jak w przedszkolu dla starszych dzieci. Przychodzi tu tylko podstawówka i gimnazjum. Najwięcej kombinowania jest przy popołudniowych kanapkach. Trzej bracia zaczęli zjadać po dziesięć. Pani Magda w milczeniu kroiła kromki – najwyżej cieniej się posmaruje – ale oni sami wyjaśnili, że z matką jest umowa. Przez tydzień nie jedzą kolacji w domu – będzie ciasto w niedzielę. W poniedziałek tak płakali, bardziej nad zapitą matką niż pustym piekarnikiem, że pani Magda upiekła im najlepsze, drożdżowe. Za to Grześ co jakiś czas prosi, żeby mu zapakować parę kanapek na noc. Będzie się uczył. Wtedy pani Magda wie, że rodzicom Grzesia, jeśli chcą pić, nie starcza na chleb. Problem każdej złotówki jest dla Grzesia tak wszechobecny, że w Zamku Królewskim pytał uparcie, za ile można sprzedać złote ramy. Tylko jedna rodzina jest zwyczajnie biedna, niezaradna, praca wymodlona jest tam na krótko, nikt nie pije, siedmioro dzieci. Reszta rodzin balansuje od najcięższej wódy do całkiem pogodnego życia z dnia na dzień. Bez lęku. Do ośrodka nie zaglądają, żaden ojciec nie chciał pomóc w remoncie, za to jeden pijany przyszedł na dyskotekę popatrzeć na córkę. Chwyt poznany na AWF pomógł wystawić go za drzwi. Inny cios pozwolił otworzyć drzwi w modernistycznej kamienicy. Dzieci nie jadły od trzech dni. – Masz bułkę? – zapytało najstarsze, kiedy wychowawczyni dostała się do środka. Na eleganckiej ulicy wszyscy się za nią oglądali. Prowadziła brudasy. Każde z bułką. Matki potrafią popijać piwo na ławce przed ośrodkiem, a pani Magda z mężem robi wiosenne szorowanie podłóg. Pani Magda liczy wtedy do dziesięciu, ale gdy ojciec sprzedał nowy, wyproszony u kogoś plecak syna, nie doliczyła nawet do trzech. Teraz pani Magda potrzebuje ośmiu wiosennych kurtek. Na pewno gdzieś wyżebrze, tak jak pieniądze na kolonie. Kasia i Ania przyjaźnią się od zawsze. Pani Magda chodzi czasem do szkoły, żeby popatrzeć, jak jej dzieci stoją w swojej grupce. Nikt ich nie obraża. Dla zadbanych po prostu nie istnieją. Rodzice kazali takich omijać. Wtedy pani Magda w kółko zaczyna im powtarzać: – Zostaniesz Małyszem, ty ich olejesz. Pracuj, pracuj. Niekiedy dociera, jednak dziewczynki w zespole tanecznym zaczynają palić.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2001, 2001

Kategorie: Społeczeństwo