Dzięki Bogu, mamy styczeń!
Media i okolice Grudzień stał się miesiącem rozliczeń narodowych. W relacjach medialnych data 13 grudnia jest bardziej kojarzona z wybuchem wojny niż dla mojego pokolenia data 1 września. Jeszcze bardziej dramatycznie przedstawia się pacyfikację kopalni „Wujek”. Miejsce analizy historycznej zajmuje chęć odwetu. Komisja Krajowa „Solidarności” grozi, że „Jeżeli polski wymiar sprawiedliwości skutecznie nie osądzi sprawców tragedii sprzed 20 lat, „Solidarność” zwróci się do trybunałów międzynarodowych”. Mówiąc otwartym tekstem, neo-„Solidarność” odrzuca dwukrotny wyrok sądowy, gdyż „W polskim sądzie nie ma miejsca dla prawdy i sprawiedliwości”. Marian Krzaklewski wręcz nazwał wyrok sądowy „haniebnym”. Czy jednak Marian Krzaklewski i Komisja Krajowa mogą liczyć na swoją „prawdę i sprawiedliwość” przed międzynarodowymi trybunałami? Komisja Krajowa nie wskazała, o jaki trybunał może tu chodzić, bowiem kwalifikacja prawna nie będzie ani łatwa, ani jednoznaczna. Dziewięciu górników, którzy zginęli w starciu z uzbrojonym plutonem ZOMO, to liczba zbyt duża, aby była przedmiotem skargi indywidualnej, lecz zbyt mała, gdy porównamy ją z liczbami ofiar konfliktów społecznych i etnicznych. Czy może sam proces sądowy, który nie wskazał bezpośrednich sprawców, może być zakwestionowany przez międzynarodowe trybunały? Jest to wątpliwe, jeśli znamy historię starć policyjnych. Przykładem niech będzie atak na całkowicie bezbronnych studentów Kent State University (Ohio) w 1971 r. Narastał wówczas na amerykańskich campusach ruch sprzeciwu wobec wojny wietnamskiej, co wywoływało mocną reakcję konserwatywnych lokalnych władz i sił patriotycznych. Lokalna społeczność Kent była zdecydowanie przeciwko studentom, żądając surowych kar za niesubordynację. W napiętej sytuacji gubernator James Rhodes wezwał ochotniczą Gwardię Narodową, odpowiednik naszego ORMO. W piękny majowy poranek studenci zebrali się na uniwersyteckiej łące, radośni, lekko ubrani, uzbrojeni jedynie w transparenty. Kwadrans przed dwunastą oficer Gwardii Narodowej wezwał ich do szybkiego opuszczenia terenu, tłum jednak nie rozproszył się, a przeciwnie, wychodzący z zajęć na przerwę obiadową dołączali do zgromadzonych. Za dziesięć dwunasta ponownie odczytano postanowienia dekretu o zamieszkach publicznych, za pięć dwunasta oficer wydał rozkaz załadowania broni! Pięć minut później wobec opornego tłumu demonstrantów zostaje użyty gaz łzawiący. Z kolei oni odrzucają pojemniki z gazem, a uciekając, przypadkowo blokują jeden z oddziałów Gwardii Narodowej przy siatce boiska. Udaje im się wycofać, przy wtórze wyzwisk i przekleństw. Gdy kilku studentów rzuca kamieniami, kapitan łamie pałkę na karku jednego z demonstrantów. Atmosfera staje się napięta – nagle, dokładnie o 12:24, pół godziny od rozpoczęcia pacyfikacji, pada pojedynczy strzał ze strony gwardzistów. Za chwilę rozpoczyna się trzynastosekundowa kanonada. Zapada cisza, potem słychać dwa pojedyncze strzały. Na trawie leży czterech zabitych, w tym dwie zupełnie przypadkowe osoby, oraz dziewięciu rannych studentów. Mimo oczywistego faktu masakry prokurator stanowy śledztwo umorzył, a jego decyzję podtrzymali gubernator, prokurator generalny i prezydent USA. Proces sądowy, jaki się rozpoczął cztery lata później, potępił ośmiu gwardzistów za… naruszenie praw studentów do sprawiedliwego procesu. Nikt z oficerów nie został skazany. Sąd jednak nie wymierzył kary wskazanej ósemce, uznając, że prokurator nie udowodnił ich winy ponad wszelką wątpliwość. Nic dziwnego, bowiem przyjęto wyjaśnienia niektórych członków Gwardii Narodowej, że nieposłuszeństwo wobec polecenia rozejścia się wywołało ich gwałtowną reakcję. Nie pomogły apelacje, choć po kilku latach osiągnięto pozasądową ugodę finansową. Dopiero 20 lat później (sic!), po długoletniej debacie, wmurowano plakietkę upamiętniającą te tragiczne wydarzenia. Rektor i władze uniwersyteckie bardzo dbają o to, aby nie były one dalszym źródłem konfliktów, a raczej służyły wychowaniu obywatelskiemu, roztropności, praworządności i patriotyzmowi. Prowadzi się specjalny program edukacyjny, w którym analizuje się źródła studenckiego protestu, ale także motywacje panicznego zachowania gwardzistów. Kent State University stał się dla wielu Amerykanów symbolem wojny wietnamskiej, a tragiczne wydarzenia ukazują rozdarcie ówczesnego społeczeństwa. Toteż w ich upamiętnianiu władze stanowe i uniwersyteckie starają się nie judzić, lecz jednać. Nasza polska historia niestety wskazuje, że dopiero pół wieku odsuwa wydarzenia w historyczną przeszłość. Powojenna