Palestyńczycy ze Strefy Gazy, „największego więzienia świata”, wyszli na ulice, by jeszcze raz zawalczyć o niepodległość Za sprawą różnic w kalendarzu gregoriańskim i hebrajskim raz na 19 lat rocznica deklaracji niepodległości Izraela (14 maja) i Dzień Katastrofy Palestyńczyków (15 maja) wypadają dokładnie tego samego dnia, w tym roku 14 maja. Stojące w opozycji do siebie wydarzenia zbierają tłumy zwolenników i protestujących – oraz śmiertelne żniwo. Kiedy Żydzi przygotowują się do najważniejszego wydarzenia w tym roku, Arabowie w pogrążonej w kryzysie Autonomii Palestyńskiej znów tłumnie się gromadzą i próbują wyrazić sprzeciw wobec tego, co działo się dokładnie 70 lat temu. 14 maja 1948 r. David Ben Gurion, późniejszy premier Izraela, ogłosił niepodległość swojego kraju. Deklaracja w pierwotnym założeniu miała zagwarantować równość społeczną i polityczną niezależnie od wyznania, rasy i płci. Jednak z powodu kolejno wywoływanych konfliktów na tle narodowościowym te obietnice nie zostały spełnione, a Palestyńczycy musieli opuścić swoje domy leżące w nowych granicach i zamieszkać w obozach dla uchodźców na terenie całego Bliskiego Wschodu. Dlatego rokrocznie w Dzień Katastrofy – jak nazywają ten moment Palestyńczycy – demonstrują tysiące osób, by zwrócić uwagę świata na ich problemy. W tym roku sfrustrowani, najczęściej młodzi Palestyńczycy z „największego więzienia świata”, jakim jest Strefa Gazy, już wyszli na ulice, by jeszcze raz zawalczyć o niepodległość i pokazać, że nie poddali się w walce o swoją ojczyznę. Ofiary niepodległości Tegoroczne demonstracje w Strefie Gazy przy granicy z Izraelem miały być pokojowe, ale niestety wyszło jak zwykle. Pogrążeni w biedzie i kryzysie humanitarnym Palestyńczycy chwycili za kamienie, na co służby izraelskie odpowiedziały ostrą amunicją. – Kilkudziesięciotysięczny tłum rozproszony jest wzdłuż całej granicy. Choć staraliśmy się grupować w charakterystycznych miejscach, które wcześniej były wyznaczone, np. w punktach kontrolnych czy przy posterunkach wojskowych – opowiada Ibrahim. Mężczyzna jest zamaskowany, nie chce zdradzać swojej tożsamości w obawie przed służbami wywiadowczymi i późniejszymi represjami wobec niego oraz rodziny. – W jednym momencie bierzemy opony, podpalamy i idziemy pod ogrodzenie. Czarny dym utrudnia obserwowanie nas i rejestrowanie. Ale w tym samym czasie mordercy (wojsko izraelskie – przyp. red.) zaczynają do nas strzelać. Na początku kwietnia został zastrzelony mój kuzyn – dodaje. Jak donosi Palestyńskie Centrum Praw Człowieka (PCHR), tylko w pierwszych dniach kwietnia od kul izraelskich zginęło ponad 30 osób, a ponad 3 tys. zostało rannych. Ta statystyka rośnie wyjątkowo szybko. „Podczas relacjonowania demonstracji siły izraelskie zabiły fotoreportera Yassera Murtaja. Dziennikarz został postrzelony przez snajpera w brzuch, chociaż miał kamizelkę z napisem Press. To niejedyny przypadek ataku na media. W ostatnich dniach ciężko rannych zostało dziewięciu reporterów”, czytamy w komunikacie PCHR. Zgodnie z prawem międzynarodowym atakowanie dziennikarzy jest przestępstwem. „Siły izraelskie realizują politykę wyciszania prasy. Nigdy wcześniej nie było przemocy aż na taką skalę. Dziennikarze mogli w spokoju pracować i realizować swoją misję, a teraz nie mogą wyjść z samochodu. Przez to świat nie widzi tego, co się dzieje w Strefie Gazy. Ale odpowiedzialnych za te czyny będziemy ścigać za morderstwa i zbrodnie wojenne”, przekazują dalej przedstawiciele PCHR. – Będzie ginąć coraz więcej osób, bo przed Dniem Niepodległości Izraela do Gazy przyjechało wielu musta’rib. To izraelscy agenci specjalni szkoleni do pracy na terenach Autonomii Palestyńskiej. Uczą się języka oraz stosują charakteryzację, kostiumy i peruki, by nie można ich było odróżnić od Palestyńczyków. Ich okres przygotowawczy do działań na naszym terenie trwa kilka lat. To specjaliści, dlatego tak bardzo się ich boimy, bo na demonstracjach, kiedy wszyscy są zasłonięci i anonimowi, nie jesteśmy w stanie rozpoznać szpiega. Ale szpieg rozpoznaje nas. Tak było 5 kwietnia. Po modlitwie namierzyliśmy dwóch agentów, którzy rzucali z nami kamieniami, podchodzili do ogrodzenia i tak samo jak my atakowali wojsko. Ale tak naprawdę byliśmy wystawiani. Kiedy zorientowali się, że ich rozpracowaliśmy, ulotnili się, a my zostaliśmy na polu ostrzału. Takich prowokacji będzie dużo więcej, bo Izrael chce nas cały czas kontrolować. Mimo że już nie ma prawa do Strefy Gazy – mówi Ibrahim. – Podobne sytuacje widzieliśmy wcześniej, ale teraz bardzo dużo się