W Wałbrzychu głodowali byli górnicy, bo ZUS-owscy orzecznicy zabrali im renty zawodowe Wałbrzyski Rynek żyje własnym życiem, w czerwcowe słoneczne dni miło tu, leniwie… Przy stolikach pod parasolami goście popijają piwko, ktoś je lody, inny zapiekankę. Kilkanaście metrów dalej, w pokoju na piętrze narożnej kamienicy trwa protest głodowy górników. Informuje o tym skromny napis nad wejściem z bocznej ulicy. Głodują od 14 czerwca. Józef Pacek, Janusz Galas, Czesław Parcheta, Leszek Iwański. Był z nimi jeszcze Janusz Lewandowski, ale został odwieziony do szpitala. Chcą zwrócić uwagę na los 95 górników, którym w ciągu ostatniego roku ZUS cofnął prawo do górniczej renty zawodowej, a kopalnie nie chcą ich przyjąć do pracy. Donosem w rentę – Chyba jestem inicjatorem akcji – zwierza się Mieczysław Wojciechowski, jeden z najmłodszych członków Stowarzyszenia Ubezpieczonych (sam nie głoduje). – To ja skontaktowałem się z telewizją. Zareagowali szybko, przyjechali, zrobili program. Wtedy jeszcze nie myśleliśmy o głodówce. Jego przypadek jest o tyle nietypowy, że choroba zawodowa dopadła go bardzo wcześnie, a uwagę ZUS (i przyspieszenie wyroku) spowodował donos. Ktoś „życzliwy” informował, że rencista Wojciechowski tryska zdrowiem i pewnie rzeczone świadczenie sobie załatwił. Pomówiony (choć dopiero później zorientował się, co mu się przydarzyło) też sobie pomyślał, że ZUS w świetle tych wszystkich afer – „ośmiornic” itp. – losowo sprawdza prawidłowość przyznanych świadczeń. Nawet za bardzo się nie zdenerwował, niczego przecież nie załatwiał, nie musiał, a pylica czy krzemica przecież się nie cofają. Niech sobie ZUS sprawdza, 11 lat temu otrzymał przecież rentę na stałe. Drugie wezwanie już go zaniepokoiło. Miał poddać się badaniu przez lekarza orzecznika, choć… wcale nie musiał. ZUS-owski specjalista miał sobie poradzić bez jego obecności, opierając się wyłącznie na posiadanej dokumentacji. Rzecz zdawała się przeczyć zdrowemu rozsądkowi. Wyniki badań sprzed 11 lat, które świadczyły o chorobie i zadecydowały o przyznaniu renty, teraz miały dowodzić czegoś zupełnie przeciwnego. Były górnik nie zlekceważył sytuacji i stawił się u lekarza. Nie, żaden lekarz, nawet najbardziej uległy wobec ZUS, nie zaprzeczy występowaniu u nich choroby zawodowej. Stwierdzi za to, że mogą z nią pracować. – Jeżeli już cofa mi pani doktor rentę – wspomina tę dramatyczną rozmowę Wojciechowski – to niech mi pani przynajmniej nie zamyka drogi do kopalni. Dopracuję sobie do emerytury. – Nie ja będę zabierała rentę, tylko Warszawa – powiedziała lekarka, a że ludzka z niej była osoba, w dokumentach nie poczyniła żadnych zastrzeżeń. Teoretycznie kopalnie stały przed nim otworem. Próbował, jak inni z podobnymi orzeczeniami, tylko że lekarze nieorzecznicy wiedzą, że z pylicą czy krzemicą nie można pracować w kopalni, i nie dopuszczają ich do pracy. A gdy górnicy zrozpaczeni pytają, co mają robić, ZUS wysyła ich po zasiłek dla bezrobotnych. U głodujących Dziewiąty dzień protestu. Wszystkim siadają nerwy. Drażliwi, wybuchają właściwie bez powodu. Kiedy więc Barbara Pacek stwierdziła, że z jej Józkiem jest naprawdę źle, powiedziała o tym obsłudze, a oni dalej i przysłano im w rezultacie psychologa. – Wie pani, jakiego on miał stracha pójść tam do nich – opowiada Andrzej Byra ze Stowarzyszenia Ubezpieczonych. – Mówił, że jest terapeutą, ludzi od samobójstwa odwodzi, a tu się bał. Jakoś poszło, górnicy byli nawet zadowoleni. Mogli się wygadać, wyrzucić z siebie gorycz, więc zrobiło się lżej. Tylko problemy pozostały. Głodówka to news do wieczornych wiadomości. Telewizyjne kamery skwapliwie wyłapują każde poruszenie. W dziewiątym dniu atrakcją był przemarsz pod siedzibę miejscowego ZUS… – To nieprawda, że dyrektor Gajos nie wyszedł do manifestantów – sekretarka dyrektora wałbrzyskiego oddziału ZUS zapewnia prawie ze łzami w oczach. – Nie wiem, jak przebiegała ta rozmowa, bo zostałam tu na górze. Tylko telewizja to pominęła i twierdzili, że nikt z wałbrzyskiego ZUS nie chce rozmawiać. Teraz dyrektora nie ma, ale i tak nie wypowiada się w sprawach medycznych, odsyła do naszego głównego orzecznika. Dr Wiesławę Gmerek-Niemiec, bo to ona jest głównym orzecznikiem wałbrzyskiego ZUS, odwiedziło pięć ekip. Pani orzecznik powtórzyła, że choroba zawodowa nie jest równoznaczna z utratą zdolności do pracy. Ta polityka jest zgodna z obowiązującą ustawą. Pod wieczór, kiedy nie ma już kamer telewizyjnych, w budynku
Tagi:
Violetta Waluk