Nazywają siebie wieszakami do kostiumów i wypełniaczami kadru. Dla producenta filmu są anonimowymi statystami Południe. Hala przy ul. Postępu w Warszawie, początek zdjęć do kolejnych odcinków serialu „Złotopolscy”. Statyści, którzy są potrzebni do scen w kawiarni Marty (gra ją Ewa Ziętek), czekają od rana. Z dziewięciu osób większość ma doświadczenie w statystowaniu. 19-letni Karol Sakowicz występował w ponad 30 odcinkach „Złotopolskich”, brał również udział m.in. w „Klanie”, „Czułości i kłamstwach” i „Przeprowadzkach”. – W tym serialu jestem zazwyczaj klientem lokalu u Marty lub stałym klubowiczem w pubie Ewy. Dzięki temu, że nie jest nas zbyt dużo, członkowie ekipy znają nas i traktują bardzo przyjaźnie – opowiada Karol. Na potwierdzenie jego słów nie trzeba długo czekać. Wąskim korytarzykiem, w którym stoję z kilkoma statystami, chwilę później przybiega reżyser Radosław Piwowarski. Podaje wszystkim rękę i przegania: – Na kawę, na kawę, bo dopiero następna scena jest z wami. Po 45 minutach oczekiwania drugi reżyser, Grzegorz Okrasa, woła statystów. Wybiera pierwszą czwórkę – pan Jurek, emeryt (ostatni raz statystował w filmach o panu Anatolu i w „Lotnej”) razem z dwudziestoparoletnią Kasią Lisiewską mają usiąść przy stoliku w rogu. Natomiast Karolowi i debiutującej w roli statystki 18-letniej Małgosi Kalickiej reżyser każe odegrać małą scenkę. Zanim podejdą do stolika, muszą stanąć i rozglądać się tak długo, zanim nie przejdzie koło nich Ewa Ziętek. Kilka prób, wreszcie okrzyk: „Kamera, poszła, akcja”. Reżyserzy mają parę drobnych uwag, np. zamieniają Karola i Małgosię miejscami, ale z całości są zadowoleni już po kilku dublach. Kolejna scena i następna para statystów ma wejść do kawiarni. Piwowarski uważa, że są za smutni: – Na luzie. Co to, k…, zakład pogrzebowy? Jeszcze jedna próba, tym razem niezadowolony jest Grzegorz Okrasa. – Idziecie za szybko, macie poruszać się niespiesznie. Jeszcze raz. Przeglądasz się, popraw włosy, tak, tak, bardzo dobrze – tłumaczy. Po niecałej godzinie tę grupę statystów wymieniają kolejni. Kręcone są następne ujęcia i w kawiarni Marty muszą się zmienić goście. – W ciągu czterech lat nagrywania „Złotopolskich” na planie mieliśmy już ponad 2 tys. statystów – podlicza Piotr Pawliński, kierownik planu. Chciałem podglądać Jan Wyżyński, emeryt, zajmuje się statystowaniem od ponad półtora roku. W serialu „Na dobre i na złe” w lekarskim fartuchu robił tło dla pierwszego planu. W „Pianiście” jako okupacyjny warszawiak przyglądał się egzekucji, w „Marszałku Piłsudskim” paradował w mundurze majora, a w „Quo vadis” w patrycjuszowskiej todze. W stroju barona wożono go kilkadziesiąt minut bryczką po Krakowskim Przedmieściu do jednej ze scen „Przedwiośnia”, a w „Wiedźminie” występował jako przywódca elfów. – Po przejściu na emeryturę zrozumiałem, że nie potrafię żyć bez pracy. Ponieważ wcześniej byłem kierownikiem kina, pomyślałem, że możliwość podglądania, jak powstaje film, byłaby dla mnie czymś idealnym. Dlatego zostałem statystą – opowiada Jan Wyżyński. Zrób pan coś z tym Innymi pobudkami kieruje się Robert (prosi o nieujawnianie nazwiska) – wysoki, szczupły mężczyzna koło czterdziestki, z zawodu nauczyciel. Statystuje przede wszystkim dla pieniędzy. Przyjął specjalną strategię, by jego twarz „nie opatrzyła się” reżyserom, dzięki czemu brał udział w 20 dniach zdjęciowych przy „Quo vadis” i w 12 przy „Pianiście”. – Staram się – wyjaśnia Robert – nie rzucać w oczy, w ten sposób mogłem być przy kilku, a nawet kilkunastu scenach, pełniąc różne funkcje. Przyznaje, że lubi atmosferę planu i obserwowanie reżysera. Podziwiał spokój, wręcz dostojność Kawalerowicza oraz energię, żywotność i troskę o każdy szczegół Polańskiego. – Uczestniczyłem w jednym z ujęć w „Pianiście”, które polegało na tym, że raz lub dwa razy miałem zaciągnąć się papierosem. Dublowaliśmy tę scenę kilkanaście razy, tak że w ciągu 20 minut wypaliłem ponad pięć papierosów. Przez resztę dnia byłem półprzytomny. To nie jest jego jedyne poświęcenie dla filmu. Do „Quo vadis”, gdzie przebrano go w strój patrycjusza, musiał zgolić pielęgnowane od matury wąsy. W gorszej sytuacji byli młodzi chłopcy, w filmie pretorianie, którym ogolono włosy na nogach. – Nie mogli się
Tagi:
Izabela Orlicz