Lewy do prawego Podobno niezmiernie ciężko jest znaleźć dziurę w całym. A całym był przecież doskonale przygotowany i przeprowadzony – zarówno pod względem organizacyjnym, jak też merytorycznym – I Kongres SLD. Zapachniało Europą, jak powiedziała jedna z dziennikarek. Dla chcącego nie ma nic trudnego. Znaleziono jednak dziurę, przez którą nadal widać trupa w szafie stojącej na Rozbrat. Dlaczego niektórzy nadal czują jego nieświeży zapach? Żeby na to odpowiedzieć, trzeba najpierw postawić hipotetyczne pytanie. Czy gdyby w przyjętych przez I Kongres SLD dokumentach dokonano jeszcze głębszego rozliczenia z przeszłością, zgodnie z duchem listu prezydenta – osobiście bardzo żałuję, że tak się nie stało – to czy wtedy Sojusz już wszystkim pachniałby fiołkami? Jestem w 100% pewien, że nie. W gruncie rzeczy tym najbardziej nieprzejednanym przecież chodzi o to, by SLD posypywał się co chwila popiołem, tak długo, aż się nim sam zasypie. Niektórzy spośród najgorliwszych krytyków SLD doświadczyli osobiście wielu niegodziwości w czasach PRL i ich pobudki są dla mnie w pełni zrozumiałe, ale przecież nie oni wiodą prym. Dominują, niestety, zawodowi krytycy tzw. postkomuny, którzy po prostu dzięki temu zajęciu utrzymują się na powierzchni w polityce. Ich zacietrzewienie i nieprzejednanie wzmocnił element zazdrości wynikającej z faktu, że dziś SLD jest na fali i to stale się wznoszącej. Kongres odbył się w okresie największego, jak dotąd, poparcia dla SLD, co potwierdzają wszystkie sondaże. Niektórzy wprawdzie uważają, że jest to nie zasługą SLD, a raczej ogromnego rozczarowania ludzi do rządzącej koalicji. Jest w tym, oczywiście, część prawdy, ale tylko część. Bo dlaczego nie rośnie poparcie dla innych ugrupowań opozycyjnych, tych parlamentarnych i pozaparlamentarnych? Przecież niektóre z nich znacznie ostrzej niż SLD piętnują błędy rządzących. Niewątpliwie budowa partii SLD nastąpiła w idealnym momencie, zarówno kalendarzowym, jak też politycznym. Ale trzeba obiektywnie dostrzec, że okres od zarejestrowania partii do jej I Kongresu został pracowicie i perfekcyjnie zagospodarowany. Ludzie SLD – kierownictwo, to w Warszawie i to w terenie, parlamentarzyści i radni pełniący funkcje pełnomocników, a przede wszystkim ponad 80-tysięczne grono członków partii udowodniło swoją skuteczność i sprawność w realizacji postawionego celu. Sądzę, że dziś przeważająca część wyborców po dwuletnich doświadczeniach rządów AWS-UW (znowu się kłócą, tym razem o usunięcie z rządu własnego ministra) wie, komu można powierzyć sprawy państwowe, a komu nie należy pozwalać eksperymentować na społeczeństwie. Na wielu moich spotkaniach z wyborcami – i to nie tylko tymi z lewicy – pojawia się przeświadczenie, że po dojściu do władzy SLD wszystkim się już nazajutrz poprawi. Z miesiąca na miesiąc rośnie niechęć do rządu Buzka i rozbudzają się coraz większe i konkretniejsze nadzieje związane z rządami lewicy. Praktyką stało się, że ci, co dochodzą do władzy, wydają Białą Księgę albo Bilans Otwarcia, z których ma wynikać obiektywna niemożność zrealizowania własnego programu i wywiązania się ze złożonych wcześniej obietnic. Tego błędu nie może popełnić Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dlatego po zakończeniu Kongresu budowę SLD-owskiego Programu dla Polski trzeba rozpocząć od rzetelnej analizy stanu państwa, gospodarki, a zwłaszcza kondycji finansów publicznych. W oparciu o taki właśnie dokument trzeba powiedzieć ludziom, w jakim zakresie i tempie następować będzie poprawa ich warunków życia. Już dziś można powiedzieć, że punkt startu nowego rządu będzie bardzo trudny i nie wszystkie oczekiwania są możliwe do spełnienia. Leszek Miller powiedział niedawno, że ”jak obiecamy gruszki na wierzbie, to muszą tam wyrosnąć”. Może by i wyrosły, gdyby obecny rząd nie wykarczował wszystkich wierzb. Ale o tym w następnym felietonie. Zaś na rozpoczynający się rok życzę Państwu wszystkiego najlepszego. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
MAREK WAGNER