Dziura w Wielkim Jabłku

Dziura w Wielkim Jabłku

Plotka o the Hole głosi, że to miejsce jest regularnym cmentarzem nowojorskiej mafii Korespondencja z Nowego Jorku To prawdziwa perwersja Manhattanu. 17 stacji metra (w tym kilka nieczynnych) i prawie godzinę jazdy od serca Nowego Jorku znajduje się Dziura. The Hole. Wciśnięta między Brooklyn i Queens niecka wypełniona wodą deszczową. Kiedy miasto pnie się wzwyż, ona rozpełza się kilka metrów niżej niż otoczenie. Kiedy Manhattan zna każdy, o niej nie wiedzą nawet rodowici nowojorczycy; kiedy on buzuje energią, ona tkwi w jakimś przemożnym bezruchu. Ona. Dziura. The Hole. Rosalie, jej ogródek, jej figi Dom, w którym mieszka Rosalie, wyróżnia się na tle postapokaliptycznego krajobrazu. Nie żeby był jakąś rezydencją, ale dwupiętrowy, brudnożółty klocek wygląda po prostu na zamieszkany. Przed wejściem stoi jakiś samochód, ale wrażenie zamieszkania zapewne wywołuje ubożuchny i zagracony ogródek z jakimiś ozdóbkami typu odpustowy wiatraczek czy wyblakła figurka wiewiórki. Rosalie w tym wielkim domu z pustym piętrem straszącym nadtłuczonymi szybami mieszka sama. Kiedyś miała męża, który był z Białorusi, ale mówił, że Rosjanin. Dziś Rosalie jest sama z paczką papierosów, kotem, psem i tą tandetną figurką wiewiórki. W the Hole mieszka od urodzenia i ma nadzieję tu właśnie zejść z tego świata. Niestraszne jej zapowiedzi wywłaszczenia, ogłaszane przez kolejne ekipy nowojorskich burmistrzów od czasów Rudy’ego Giulianiego, który zaczął wielką odbudowę miasta i po którym nastał równie ambitny Michael Bloomberg – a teraz jest Bill de Blasio. Jakoś wszyscy na the Hole łamali sobie zęby. Może dlatego, że właściwie nikt nie wie, gdzie ona leży? Na Brooklynie klną się, że to już właściwie Queens, w Queens zdecydowanie przeczą i mówią, że to Brooklyn. Widać, można mieszkać nigdzie, będąc w sercu największej metropolii Stanów Zjednoczonych. Rosalie ironizuje, że mieszka w nowojorskiej Wenecji. Cóż, jej może się kojarzyć z Wenecją, jej mężowi dookolny widok mógł przypominać bag­niste przedmieścia Pińska. Ogromne kałuże rozlewają się tu w jakieś miniaturowe pojezierza rozchlapywane kołami samochodów. The Hole umiera jako teren mieszkalny i staje się wielkim złomowiskiem. Tu auta tnie się na żyletki, wyklepuje albo po prostu porzuca. Rosalie użera się właśnie z takim sąsiadem mechanikiem – hałasuje od rana do wieczora, a wielkie amerykańskie ciężarówki z nie wiadomo czym regularnie tarasują jej wjazd. Mimo to Rosalie jest po amerykańsku dumna. Nie ma jak the Hole, uważa. Tylko tu może sobie bez obawy zapalić papierosa na ulicy, wypuścić psa bez smyczy, czuć się u siebie. Oczywiście kiedyś było lepiej, gwarniej, prawie wszyscy sąsiedzi już zdążyli się wyprowadzić. Jeśli dzisiaj ktoś do the Hole przyjeżdża, to nocą młodzież na seks w samochodzie albo gówniarze zajarać marihuanę w kabinie którejś z porzuconych ciężarówek. Przestępczość? Z tyłu ogródka specjalnie zostawiła przestrzeń dla trawy i bujnych krzaków, żeby nikt się nie włamywał. Nie ma co oglądać, bo Rosalie woli z tą swoją dumą pokazać dwa rachityczne drzewka figowe rosnące od frontu. Każde innego gatunku, dające różne w smaku owoce, tłumaczy. Sam, jego samochody, jego choroby Sam zaczepia z auta: – Are you a journalist? Are you a journalist? Nie ma cierpliwości słuchać zawiłych wyjaśnień – jemu chodzi o dziennikarza z któregoś lokalnego medium, żeby nagłośnił jego krzywdę. Jakiś pętak z kraju, o którym Sam nie ma zielonego pojęcia, jest mu na nic, choć z drugiej strony, reflektuje się szybko, niech cały świat usłyszy o jego krzywdzie. Wyłącza silnik, wysiada, wita się, wyciągając wielką jak bochen chleba dłoń. Olśniewający biały uśmiech ma się nijak do kurwowania na czym świat stoi. Sam pochodzi z Gujany, od ćwierć wieku mieszka w USA, z tego w the Hole przeżył pierwszych 15 lat, ale jak tylko się odkuł, to się z tej dziury, nomen omen, wyprowadził. Co prawda, tylko parę ulic dalej, do Ozone Park, ale przynajmniej do normalnego świata, gdzie równe chodniki i kanalizacja. W the Hole wciąż mieszka paru jego kumpli. Tu przywozi swoje auta do zaparkowania obok domu dawnego kolegi, bo nie trzeba płacić za miejsce, czysta oszczędność. I właśnie auto mu tu zniszczyli, co koniecznie powinni zobaczyć ludzie na całym świecie, policja go poniża

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2019, 2019

Kategorie: Obserwacje