Dziwny jest ten kraj

Dziwny jest ten kraj

Cały świat ma na głowie tylko jedno. Walkę z kryzysem. Nic nie jest od tego ważniejsze. We wszystkich mediach jest to temat numer jeden. Wszędzie. Ale nie w Polsce. U nas jest bowiem IPN. Najważniejsza władza w państwie. Archiwiści-historycy, prokuratorzy i sędziowie w jednym. Wash and go. Ekspresowa droga osądzania ludzi. Kwit, dochodzenie i wyrok. Szybko. A w przypadku, gdy ktoś tej nowej inkwizycji podpadnie, reakcja jest w ciągu paru godzin. Przekonał się o tym prezydent Kwaśniewski. Wystarczyło, by stanął w obronie niemiłosiernie szkalowanego Lecha Wałęsy i powiedział, że IPN to instytut kłamstwa narodowego, a chwilę później prezes Kurtyka ogłosił, że znalazły się na niego nowe kwity. Ta mściwa reakcja, jakże typowa dla stylu, jaki od dawna prezentuje ta zdeprawowana instytucja, zmusza Platformę Obywatelską, której głosami Kurtyka został prezesem, do podjęcia działań zamykających działalność IPN w tym kształcie. Musi dojść do ustawowych zmian, które uniemożliwią wydawanie publicznych pieniędzy na przybudówkę PiS i najskrajniejszej prawicy. Zamiast okrętem flagowym IPN stał się dla prawicy „Titanikiem”. To skojarzenie dotyczy nie tylko niesławnego instytutu. Polscy piłkarze też otarli się o ten statek. Mecz w Belfaście, sromotnie przegrany z Irlandią, toczył się bowiem na stadionie niedaleko doków, w których zbudowano „Titanica”. Ta porażka, mimo późniejszego rozgromienia San Marino, czyni awans naszej reprezentacji do finałów mistrzostw świata w RPA praktycznie nierealnym. Jakoś trudno mi uwierzyć, że wygramy wszystkie pozostałe mecze. Za chwilę sportowej słabości trzeba będzie zapłacić jesienią. Na porażkę w Belfaście zapracowali sami piłkarze i trener Beenhakker. Z Holendrem mają krzyż pański działacze PZPN i część mediów. Widzą w nim wyłącznie pazernego aroganta, który wszystko robi for money. Ale mimo wpadek ciągle ma on w Polsce więcej zwolenników niż wrogów. Ceniących jego całkowicie odmienne od naszego spojrzenie na piłkę. Ten charyzmatyczny trener wnosi do polskiej piłki obyczaje ze znacznie bardziej sportowo i kulturowo rozwiniętego świata. Z sympatią obserwuję jego nieustanny entuzjazm i wigor. A ze smutkiem, jak gorzkie musi być dla niego zetknięcie oko w oko z naszymi narodowymi przywarami. Po pracy w Polsce Leo będzie już wiedział, co znaczy polskie piekło. Bezinteresowna zawiść, maniakalna podejrzliwość, narzekanie od bladego świtu po czarną noc i szukanie dziury w całym. My, tubylcy, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Potrafimy nawet z tym żyć. Ludzie przyjezdni nie potrafią. Ale też nie chcą. I nie muszą. Spróbujmy więc i my inaczej pomalować ten nasz polski świat. A że na święta zawsze jesteśmy wobec siebie milsi, to życzmy sobie, by ta życzliwość potrwała jak najdłużej. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2009, 2009

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański