Echo po Herbercie

WIECZORY Z PATARAFKĄ  Herberta poznałem jakoś tak w 1953 albo 1954. Przyjechał do Lublina z wieczorem autorskim. Spotkanie z poetą odbyło się w tak zwanym Chrzanowianum, czyli w wyodrębnionej bibliotece po profesorze Ignacym Chrzanowskim. Przyszło kilku początkujących poetów, ze sześć, siedem osób. Herbert był jeszcze zupełnie nieznany, a czasy dla poezji fatalne. Jeszcze chyba nie było „odwilży”, prawie wszystko, co piszące, snuło się przy PAX-ie, Herbert też tam debiutował w jakiejś antologii. Od razu niesamowicie – „z czerwonej jamy ciała wołam”. A na tym lubelskim wieczorze wiersze czytał podobne do pisanych później – chyba sporo tam było prozy poetyckiej. A niemal w pół wieku potem ukazuje się niedokończona, niekompletna książka Zbigniewa Herberta „Król mrówek”, złożona przede wszystkim z prozy. Wydał ją pieczołowicie Ryszard Krynicki, ale pewnych spraw nie mógł już pamiętać. Jest tam jakaś wzmianka o Stalinie, ale jest i proza o Antajosie-Anteuszu. Otóż wszyscy w swoim czasie nie mogli nie wiedzieć, że Anteusz odradzający się w zetknięciu z matką-ziemią był ulubionym i często przywoływanym bohaterem Stalina właśnie. Musiał to wiedzieć i Herbert, szukałem więc jakiegoś odniesienia. Ale jeśli naprawdę tam jest, to bardzo niejasne. Sama proza należy do najlepszych w tomie. Natomiast utwór tytułowy i jeszcze parę upolitycznionych z lekka nie robią już takiego wrażenia. Oddzielam tu zresztą całkowicie wszelkie spory o Herberta-człowieka, Herberta-polityka. Poetą był bezspornie wielkim, o całej reszcie można spokojnie nie pamiętać. Zresztą nie sposób negować roli politycznej, jaką odegrał w swoim czasie „Pan Cogito” czy Miłosza „Który skrzywdziłeś”. Ale takie odczytywanie ich wierszy sprowadza poetów do poziomu teksów „żeby Polska” czy też „skrzydeł połamanych”. Tymczasem stawka jest nierównie większa od konkretnej sytuacji politycznej, to po prostu inny rząd wielkości. Herbert-polityk, podobnie jak Miłosz, ożywał w chwili wielkiej, patetycznej, a zupełnie nie nadawał się do politycznych waśni i połajanek. „Król mrówek” nosi podtytuł „Mitologia prywatna” i w jakiejś mierze może być poczytywany za kontynuację „Barbarzyńcy w ogrodzie”, książki, która stała się wręcz objawieniem. Ale w niej zawierał się rachunek sumienia czarnej legendy Europy – zagłada katarów czy proces templariuszy. Potem pojawiło się wiele swoich i obcych książek na ten temat, ale Herbert był pierwszy i najlepszy. Może trzeba by do tego dopisać „Półmrok ludzkiego świata” Kubiaka? „Król mrówek” jest nierównie skromniejszy. Bohaterowie mniej znani, zresztą bodaj poszukiwani pod tym właśnie kątem – to nie jest mitologia narodów i kultur, ale osobista, prywatna. Co zresztą zawiera sporą porcję przekory, bo w grę wchodzą sprawy eschatologiczne. Herbert chyba nie ma już do dyspozycji równie potężnego przeciwnika na scenie politycznej jak dawniej. Nie ma już z kim walczyć! Chociaż problemy zostały te same, to przecież kaliber cezarów nijak się nie ma do skali nieprawych sołtysów czy starostów. Batalia została wygrana, można tylko wdawać się w nikłe potyczki. Strategia poetycka Herberta nie zmieniła się wiele, można by nawet powiedzieć, że w najcelniejszych miejscach nic a nic. Delikatna ironia, niekiedy sarkazm, opis ufundowany na litanijnych spiętrzeniach, Herakles nie dorówna wyciu Cerbera, bo „daremnie będzie usiłował głosem opisać łańcuchy ziemi, otchłanie przestworzy, niezliczone źródła krwi ukryte w ciele zwierząt, sekrety wody i pragnienia, kryjówki światła i rozległej czerni”. Te pejzaże niewidzialnego wnętrza, czy jak to nazwać, zawsze były ogromną siłą Herberta, jak w „Marsjaszu”. A do tego wszystkiego zdumiewająca metafora. O „bezosobistości” Herberta pisałem nieco (a nawet zacząłem na ten temat pisać coś w rodzaju książki), dlatego zresztą nie uważam „Pana Cogito” za najwybitniejszy tom poety. Ale to tak na marginesie. „Król mrówek” ma fragmenty olśniewającej piękności, ale przecież nie jest książką skończoną. Krynicki dobrze zrobił, przytaczając najważniejsze warianty tekstu, bo Herbertowi należała się skrupulatność. A czytelnikom wspomnienie o wielkim poecie. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 36/2001

Kategorie: Felietony