Echo serca Tuska

Echo serca Tuska

Podobno w książce Piotra Gajdzińskiego „Delfin. Mateusz Morawiecki” jest kilka nieprzyjemnych fragmentów, które dzisiejszemu (stan na 29 maja 2019 r.) premierowi RP utrudnią w przyszłości wyniesienie na ołtarze. Pewności nie mam, bo kiedy mogę wybrać między przeczytaniem czegoś nowego o Morawieckim juniorze a nowym Houellebekiem, wybieram „Serotoninę” Francuza. O „Delfinie” zaś wspominam tylko dlatego, że w związku z tą książką Polskie Stowarzyszenie Public Relations zwróciło się do Rady Etyki PR z prośbą o ocenę kilku faktów. I wtedy zdarzyła się rzecz najciekawsza. Otóż Rada Etyki odpowiedziała swojemu branżowemu stowarzyszeniu, że nie zajmie się zgłoszeniem dotyczącym książki, ponieważ, i to już zacytuję, „nie dysponuje faktograficzną wiedzą pozwalającą na wydanie opinii”. W tłumaczeniu na język nieurzędowy znaczy to mniej więcej tyle: odwalcie się, koledzy, niby skąd mamy wiedzieć, czy to prawda, i niby kogo mielibyśmy o coś pytać?! Oczywiście rady etyki nie muszą na co dzień zajmować się sprawdzaniem faktów opisywanych w książkach, ale tu mamy sytuację nietypową. Autor „Delfina” był wieloletnim rzecznikiem banku i współpracownikiem prezesa Morawieckiego juniora, wręcz jego PR-owcem. Należałoby się zatem dzisiejszym pracownikom public relations solidne objaśnienie, czy były PR man może narobić w swoje opuszczone gniazdo, czy nie powinien. Czy istnieją okoliczności, którymi da się usprawiedliwić taki czyn? Czy wyłącznie zgoda zainteresowanego powinna rozstrzygać, co po latach (Gajdziński i Morawiecki nie mają już związków z BZ WBK, dzisiaj Santander Bank Polska) można ujawnić z historycznej strategii PR i osobistych dążeń prezesa, tak żeby nie ucierpiała sztuka public relations. Żeby „dysponować wiedzą faktograficzną”, wystarczy wszystkiego się dowiedzieć. Po co komu taka rada, która wiedzieć nie chce i dlatego nie ma zdania, a dowiedzieć się nie chce, bo np. boi się prawdy? Szanowne Panie i Tacyż Panowie, apeluję do wszystkich członków ciał etycznych, ale zwłaszcza do Grzegorza Szczepańskiego i Piotra Czarnowskiego, ważnych ludzi z branży, którzy już napisali jedenaścioro przykazań i chcą stworzyć jednolity kodeks etyczny. Proszę, bo jeszcze nie jest za późno, weźcie do ręki książkę waszego (byłego?) kolegi po fachu, podzielcie zawartość na kazusy i napiszcie sami, albo poproście o to znanych sobie specjalistów, wyczerpujące studium, które zostanie na długo kompletnym źródłem kodeksowych zasad etyki PR, a przy okazji dobrym in plus i in minus materiałem do objaśnienia ludziom spoza waszej branży, czym PR jest w istocie i co go odróżnia od dziennikarstwa i od reklamy. Ja byłem gotów już wcześniej pochwalić projekt panów Szczepańskiego i Czarnowskiego, zanim „Delfin” spadł im z nieba. Ich jedenaścioro przykazań od początku nadawało się na prezent dla Jacka Kurskiego, szefa byłej telewizji publicznej, wydzierżawionej chwilowo PiS do posługi propagandowej. Sądziłem, że da mu do myślenia, kiedy zobaczy, że nawet w branży public relations ludzie wpisują sobie jako najważniejszy obowiązek podawanie informacji wyłącznie prawdziwych i pozbawionych manipulacji. Człowiekowi, który chyba nigdy nie przeczytał ustawy o zadaniach firmy, do której go posłano, prezent mógłby przypomnieć w ogóle o istnieniu takich terminów jak rzetelność i obiektywizm. „Delfin” nieoczekiwanie dał szansę branżowcom, by każdą ze stanowionych teraz zasad etyki podeprzeć bardzo współczesną opowieścią „faktograficzną”. Uczyni to ich kodeksowy zbiór katechizmem bez mała. Szkoda tylko, że już się nie nada na prezent dla Kurskiego, który popadł w recydywę. W roku 2005 uzupełnił rodzinę Donalda Tuska o dziadka z Wehrmachtu, a w piątek 24 maja br. zatrudnił jakiegoś podejrzanego kardiochirurga, który na oczach wyborców odkrył „bardziej Niemcy niż jakikolwiek inny kraj” w sercu przewodniczącego Rady Europejskiej. TVPiS nadaje już bez żadnego trybu i poza porządkiem etycznym obowiązującym nie tylko w dziennikarstwie, ale także w PR i reklamie. Ciekawe, do kogo uda się w poszukiwaniu prawdy Komisja Etyki TVP, kiedy ktoś przyjdzie z echokardiogramem, który pokaże, że w sercu Tuska jest Mołdawia. Fot. fb.com/AnonimowyInternauta Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 23/2019

Kategorie: SZOŁKEJS