Efekt uboczny inwazji Moskwy

Efekt uboczny inwazji Moskwy

Wygranymi w wojnie Rosji z Ukrainą są nie tylko USA i Chiny. Także inne kraje, w tym Polska W interesującej analizie wojny rosyjsko-ukraińskiej i jej pokłosia, którą przedstawił prof. Piotr Kimla („Rozważania w kontekście wojny w Ukrainie”, PRZEGLĄD 26/2022), brakuje jednego niezwykle ważnego wątku, niezauważanego zresztą lub pomniejszanego także przez wielu innych autorów. Patrzą oni na wojnę z globalnego punktu widzenia, lecz konfliktu amerykańsko-rosyjskiego, mającego oblicze wojny rosyjsko-ukraińskiej, nie wolno rozpatrywać jedynie w kategoriach rozgrywki Ameryka-Rosja z Chinami w tle i poprzestawać na stwierdzeniu, że jej prawdziwymi wygranymi są dwa mocarstwa – USA i Chiny. Z pewnością tak jest i będzie, ale czy nie ma innych wygranych, nawet mimowolnie? Mniejszych państw? I czy takim cichym wygranym nie jest też niemocarstwowa Polska? W tekście prof. Kimli naszego kraju właściwie nie ma. A przecież jesteśmy sąsiadami dwóch stron toczącej się wojny. Nawet w pewnym stopniu jej uczestnikiem, wielorako wspierając (słusznie!) Ukrainę. Historia wojen Dzieje świata, od zarania istnienia państw, pełne są opisów konfliktów zbrojnych, ich skutków i korzyści z nich płynących, przyczyn upadku bądź osłabienia jednego kraju, a wzmocnienia drugiego. Świat jest tak urządzony, że kiedy jedni tracą, drudzy zyskują. To brutalna prawda, wciąż aktualna, a kapitalizm być może jeszcze ją wzmacnia. By się o tym przekonać, wystarczy przypomnieć, kto był beneficjentem upadku imperium brytyjskiego, wszak zwycięskiego w II wojnie światowej. Wojna u naszych granic znacznie osłabia Rosję i Ukrainę. Politycznie, ale przede wszystkim gospodarczo. Ukraina płaci za nią ogromnymi zniszczeniami, utratą kilku milionów obywateli (nie licząc emigracji) i najbardziej uprzemysłowionych regionów na wschodzie i południu. Jest mało prawdopodobne, by Zachód zrzucił się na nieograniczoną pomoc w jej odbudowie. Owszem, będą to znaczące kwoty, ale nie na tyle, by Ukraina w najbliższych latach, może dziesięcioleciach, stała się średnio bogatym państwem europejskim. Trzeba też wiedzieć, że biedniejsze kraje Unii Europejskiej (pewnie poza Polską i może krajami bałtyckimi) nie będą za bardzo zainteresowane wchodzeniem Ukrainy w jakiejś formie do Unii, a tym samym uszczuplaniem funduszy przeznaczanych dla nich przez UE. A i zachodnie społeczeństwa po tym, co się dzieje z ich gospodarką, finansami, cenami, będą coraz mniej chętne łożyć ogromne sumy na Kijów. Rosja, choć zwycięska – zabierze niemałą część Ukrainy – również wiele straci. Zaanektowane tereny są lub będą mocno zniszczone. Koszty prowadzenia wojny i odbudowy już są i będą ogromne, ale w dłuższej perspektywie Rosji najbardziej zaszkodzą sankcje, głównie hamujące, a w niektórych, najnowocześniejszych technologicznie branżach, zatrzymujące jej rozwój. Rosjanie – elity, w tym przywódcze – doskonale to wiedzą. Premier Rosji Michaił Miszustin mówił: „Celem (sankcji) jest cofnięcie nas w czasie nawet o dziesięciolecia. Odcięcie nas od świata”. Nie wiedzą jednak, że są przedstawicielami archaicznego myślenia w polityce. Nie rozumieją, że nie trzeba być rozległym państwem, by wiele w świecie znaczyć. Wystarczy spojrzeć na naszych sąsiadów zza Odry. Niemcy po II wojnie straciły niemały obszar III Rzeszy. Czy z tego powodu są słabsze, mniej w świecie znaczą? Czy w dużym stopniu nie władają polską (i nie tylko polską!) gospodarką? Czy ich wpływy na III RP są mniejsze, bo nie posiadają Ziem Odzyskanych, a jedynie zakłady przemysłowe tam zlokalizowane? Rosja, stawiając się w roli agresora, wiele też traci wizerunkowo: nie może już uchodzić za państwo, które wyzbyło się wojowniczych zapędów, a przy tym pokazuje, że nieliczenie się z ofiarami własnymi (idącymi w dziesiątki tysięcy) jest cechą ruskiego myślenia. Moskwa, brutalnie atakując Ukrainę, wyłamała się z powojennego europejskiego konsensusu, powstałego po hekatombie na Starym Kontynencie, ogromnej liczbie ofiar i kolosalnych zniszczeniach. Poza kryzysem bałkańskim cywilizowana, syta Europa robi wiele, by konflikty rozwiązywać pokojowo. Rosja pokazała, że nie wyzbyła się imperialnych ciągot i nie tylko sąsiadujące z nią kraje muszą się mieć na baczności. Wzmacniać NATO, ale… Śmiertelne starcie Rosji z Ukrainą, straszliwie osłabiające te dwa państwa, prowadzi zarazem do wniosku, że im dłużej trwa ta wojna, im więcej powoduje ofiar i strat, tym większą korzyść odniesie Polska. To bardzo okrutne stwierdzenie, ale nie można udawać, że tak nie jest. Osłabiona Rosja jest mniej groźna dla Polski (ale nie tylko dla niej!), nawet gdy ostatecznie zwasalizuje czy wręcz inkorporuje Białoruś.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 33/2022

Kategorie: Opinie