Islamiści w sojuszu z generałami mogą przejąć władzę nad Nilem W Egipcie może zapanować anarchia. Rządzącym tam wojskowym nie spieszno do rozpisania wolnych wyborów, islamiści rosną w siłę, a przywódcy Braci Muzułmanów zapowiadają protesty, aby zmusić generałów do dotrzymania obietnic. Teoretycznie wybory parlamentarne powinny się odbyć do końca roku, jak dotąd jednak nie wyznaczono ich daty. „Jeśli nie dojdzie do wyborów, Bracia Muzułmanie są gotowi poświęcić jeszcze więcej męczenników”, powiedział jeden z przywódców tego ugrupowania, Hassan al-Prince. 11 lutego masowe protesty zmusiły do ustąpienia prezydenta Hosniego Mubaraka. Proces 83-letniego byłego dyktatora toczy się w Kairze. Egipscy generałowie poświęcili Mubaraka, wywodzącego się przecież z sił zbrojnych, aby utrzymać się u steru. Ale rządząca Najwyższa Rada Sił Zbrojnych (SCAF) nie jest skłonna do reform. Od czasu ustąpienia Mubaraka przed sądami wojskowymi postawiono ponad 12 tys. osób, co wywołuje stanowczy sprzeciw zwłaszcza ugrupowań liberalnych i demokratycznych. Egipt stanął w obliczu ostrego kryzysu 9 września, kiedy na słynnym placu Tahrir znów zebrały się tysiące ludzi domagających się zmian. Potem część demonstrantów ruszyła na ambasadę izraelską. Na ich czele szli zaprawieni w bojach z policją brutalni aktywiści z klubu kibiców piłkarskich Ultra. Motłoch kilofami i łomami zburzył mur otaczający placówkę. 300 ludzi wdarło się do środka. Przez okna wyrzucano dokumenty, zerwano flagę. Ostrzeżony przez władze egipskie Izrael zdążył ewakuować 86 dyplomatów i ich rodziny. Sześciu pracowników ambasady pozostało jednak w środku. Szturmujący wyłamali dwoje drzwi, na szczęście ostatnie, pancerne, wytrzymały. Być może uchroniły przerażonych Izraelczyków przed linczem. Znamienne, że siły bezpieczeństwa przez wiele godzin nie interweniowały. Kiedy politycy z USA gorączkowo usiłowali się dodzwonić do egipskich dygnitarzy, aby skłonić ich do działania, okazało się, że przewodniczący Najwyższej Rady Sił Zbrojnych, marszałek Mohamed Hussein Tantawi, jest nieosiągalny. Dopiero nad ranem egipscy komandosi uwolnili pracowników ambasady, do akcji wkroczyła również policja. W rozruchach cztery osoby zginęły, dziesiątki odniosły rany. Nie ma wątpliwości, że generałowie świadomie doprowadzili do eskalacji antyizraelskich nastrojów, które nad Nilem tradycyjnie są bardzo silne, choć od 1979 r. reżim Mubaraka konsekwentnie utrzymywał pokój z państwem żydowskim. Rewolucja arabska zmieniła sytuację. Pozycja wojskowych nie jest mocna, szukają więc legitymizacji przez zaostrzenie polityki wobec Tel Awiwu. W sierpniu ścigający terrorystów izraelscy żołnierze zabili na granicy także sześciu egipskich policjantów. Poprzez szturm na ambasadę Kair wziął odwet za tę śmierć. Z kolei Turcja wydaliła ambasadora Izraela, a premier Recep Tayyip Erdogan, podróżujący po krajach arabskich, uprawia ostatnio ostrą antyizraelską retorykę, Izrael bowiem nie chce przeprosić za śmierć dziewięciu tureckich aktywistów zabitych przez komandosów na statku „Mavi Marmara”, który w ubiegłym roku próbował przełamać morską blokadę Strefy Gazy. Kair tradycyjnie konkuruje z Ankarą o wpływy w świecie muzułmańskim. Po rewolucji pozycja Egiptu jest wyraźnie słabsza, Turcja zaś stała się prawdziwą regionalną potęgą (w Syrii trwają krwawe protesty przeciw reżimowi, a po amerykańskiej inwazji Irak nie odzyskał dawnego znaczenia). Egipscy generałowie doszli do wniosku, że w licytacji na wrogie wobec Izraela gesty nie mogą dać się wyprzedzić Erdoganowi. Na Bliskim Wschodzie taka polityka to igranie z ogniem. Istotną rolę w dramatycznych wydarzeniach z 9 września odegrały także względy polityki wewnętrznej. Młodzi egipscy demokraci z organizacji Ruch 6 Kwietnia twierdzą, że do szturmu na ambasadę doszło na skutek prowokacji funkcjonariuszy dawnego reżimu, w tym agentów byłego ministra spraw wewnętrznych, Habiba al-Adlego, którzy zamierzali wywołać w kraju chaos i udaremnić proces byłego dyktatora. W każdym razie generałowie wykorzystali zamieszki do wzmocnienia swej władzy. Po upadku Mubaraka zobowiązali się, że w ciągu sześciu miesięcy zniosą trwający od wielu lat stan wyjątkowy. Po szturmie na ambasadę oczywiście nie ma już o tym mowy, co więcej, wojskowi zamierzają prawo stanu wyjątkowego jeszcze zaostrzyć. Przed specjalnymi trybunałami mają być sądzeni winni takich przestępstw jak blokowanie dróg czy rozpowszechnianie fałszywych informacji (to ostatnie pojęcie jest tak szerokie, że oskarżony może być właściwie każdy). Jeden z przywódców Ruchu 6
Tagi:
Jan Piaseczny