U nas bez oporu można powtarzać infantylną receptę na efektywną gospodarkę: prywatyzacja i niskie podatki Przedstawiciele rządu zapowiedzieli dalszą prywatyzację KGHM. Argumenty używane w dyskusji, która się wywiązała, jak w pigułce pokazują poziom wiedzy ekonomicznej prezentowanej w mediach. Dlatego warto przyjrzeć się temu dokładniej. Samą prywatyzację, a więc sprzedaż aktywów należących do państwa podmiotom prywatnym, próbuje się nazwać upublicznieniem. Jest to typowa nowomowa inspirująca do badań socjologicznych nad obecnym sposobem nazywania rzeczy. Dlaczego koniecznie trzeba prywatyzować KGHM? Dziennikarze powołując się na ekspertów (co ma przesądzić o słuszności głoszonych poglądów), wymieniają następujące argumenty: skandalem są wysokie płace pracowników KGHM, silne związki zawodowe i sam fakt, że firma nie jest jeszcze prywatna. Dodatkowo prywatyzacja jest konieczna, bo budżet potrzebuje pieniędzy. Co można sądzić o takich argumentach? Wysokie płace załogi powinny nas cieszyć, jeśli firma uzyskuje dobre wyniki finansowe. Nieproporcjonalnie wysokie płace kadry menedżerskiej zwykle nie rodzą takiego sprzeciwu. Okazuje się, że jedni mogą, a drudzy nie powinni zarabiać dobrze. Trzeba zauważyć, że płace te tworzą popyt na lokalnym rynku. Jeśli KGHM zostanie kupiony przez zagraniczną korporację, to spadnie zatrudnienie i będą ograniczane płace. Co to spowoduje? Spadek popytu na lokalnym rynku i wypłatę zasiłków dla bezrobotnych. Wzrosną płace kadry (w części zagranicznej) i nie będą one skierowane na rynek lokalny. Pewnie wzrośnie wydajność pracy. Część dochodów zostanie przekazana do podmiotu zagranicznego za pomocą cen transferowych. A duża zapewnie dywidenda zasili konto nowego właściciela. Polsce zostaną podatki, ale te i teraz są płacone. Czy o to nam chodzi? Chyba że rozstrzygający ma być dogmat prywatyzacji. W gospodarce jednak lepszy jest namysł i obliczenie wyniku finansowego. I jeszcze argument o potrzebie zasilenia budżetu. To jest fakt, że dotarliśmy do ściany zadłużenia. Z jednej strony, utrzymujemy wydatki państwa na poziomie deklarowanym w obietnicach wyborczych, a z drugiej, krytykujemy obowiązek płacenia podatków. W Polsce przyjęło się, że bez oporu można powtarzać infantylną receptę na efektywną gospodarkę: prywatyzacja i niskie podatki. Można jeszcze przez rok uzyskać dodatkowe przychody z prywatyzacji, rezygnując z wpływów do budżetu, które w następnych latach może dać dywidenda. Jest to myślenie: po mnie choćby potop. To kompromitujące dla korporacji ekonomistów, których nauka nie jest tak prosta, jak to się teraz często przedstawia. W gospodarce wszystko jest ze sobą powiązane. Rezygnacja z wpływów (mniejsze podatki, rezygnacja z dywidendy) musi być rekompensowana ograniczeniem wydatków budżetu, jeśli nie chce się nieustannie zadłużać kraju. Czyżby ograniczając przyszłe wpływy, rząd nas informował, że budżet ma być mniejszy i w przyszłości państwo będzie finansować tylko wojsko, policję i administrację? A tym samym prywatna będzie oświata, służba zdrowia, komunikacja itp.? Tego będzie wymagała elementarna logika gospodarowania. Nie powinno więc być zgody na zawłaszczanie dyskusji o gospodarce przez wąskie, ideologicznie motywowane kręgi polityków. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Wiesław Żółtkowski