Na świecie zawsze będą biedni i bogaci. Na szczęście nie zawsze ci sami muszą być biedakami Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii wyłącznie dla „Przeglądu” Prof. Robert A. Mundell (ur. w 1932 r. w Kanadzie) to jeden z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych ekonomistów świata, laureat ekonomicznej Nagrody Nobla w 1999 r., profesor Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Jest przewodniczącym Rady Naukowej TIGER-a (Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji przy WSPiZ). Wsławił się badaniami nad międzynarodowymi przepływami kapitału, tworząc teoretyczne podstawy wprowadzenia euro. Jego prace wywarły wielki wpływ na światową politykę monetarną i fiskalną. Był doradcą ONZ, MFW, FED oraz rządów wielu państw. – Czy w gospodarce światowej zawsze już będzie tak, że biedni pozostaną biednymi, a bogaci staną się bogatsi? – Na świecie zawsze będzie istniał podział na biednych i bogatych. Łatwiejszym do zaakceptowania czyni ten fakt tylko to, iż biedakami nie są stale ci sami ludzie. Istnieją przecież szanse, że ktoś, kto jest biedny dziś, może się wzbogacić w przyszłości. Poziom biedy zwykle określa się na podstawie najuboższych 10% społeczeństwa i z definicji taka grupa biedniejsza od reszty zawsze będzie istnieć. Ale ubodzy młodzi ludzie mają szansę na poprawienie swojej sytuacji materialnej, bo mogą się uczyć i rozwijać zdolności. Starsi są już mniej elastyczni. – Do wyprodukowania wszystkich towarów na świecie wystarczyłoby ok. 15% obecnie pracujących. Jak poradzić sobie z tą wielką nadwyżką siły roboczej? – Społeczeństwa przechodzą przez kolejne etapy rozwoju. 150 lat temu 90% ludzi pracowało w rolnictwie, 80 lat temu w fabrykach. Teraz coraz więcej pracowników zyskują usługi, które w bogatych państwach stają się najważniejszym działem gospodarki. Gdy okazało się, że wystarczy pracy 3-4% ludzi, by wyżywić wszystkich mieszkańców Ziemi, nastąpił odpływ pracowników do przemysłu. Taki sam przepływ następuje teraz do sektora usług. Wkrótce biedniejsze kraje z dużą ilością taniej siły roboczej będą producentami towarów, a bogatsze – dostarczycielami usług. Większość różnic w dochodach będzie zależeć od różnic w kapitale ludzkim. – Mówi się, że ekonomiści doskonale potrafią objaśnić przyczyny wielu zjawisk, ale kompletnie nie umieją tych zjawisk przewidzieć. Czy zgadza się pan z tym? – To popularna i efektowna opinia, ale wewnętrznie sprzeczna. W rzeczywistości zjawiska, które kiedyś wystąpiły, można wytłumaczyć tylko wtedy, jeśli umiało się je przewidzieć. Domeną nauki jest przewidywanie. Ekonomiści poznają efekty różnych strategii gospodarczych i dzięki temu mogą prognozować, co nastąpi. Są w tym naprawdę nieźli, bo potrafią przewidzieć mnóstwo rzeczy. Gdyby Narodowy Bank Polski zwiększył dwukrotnie ilość pieniądza na rynku, moglibyśmy przewidzieć wysoką inflację i gwałtowne obniżenie wartości złotego. Przy dużym wzroście podatków możemy przewidzieć pogorszenie wyników gospodarki i wzrost bezrobocia. To oczywiście najprostsze przykłady trafnych prognoz. – A czy trafne jest – oczywiste, wydawałoby się – przewidywanie, że obniżka podatków powoduje rozwój gospodarki? U nas podatek CIT spadnie z 27 do 19%. – Nie ma prostej zależności, że niższe podatki powodują szybszy wzrost gospodarczy. To zależy od wielu czynników, trzeba wiedzieć, które podatki należy obniżać, a to bardzo złożone zagadnienie. Poza tym w debatach na temat podatków zawsze dużą rolę odgrywa polityka. Ekonomiści często opowiadają się po którejś ze stron politycznych, przez co mogą tracić wiarygodność naukową. W teorii ekonomiki podaży, którą również zajmowałem się w latach 80., pewnikiem jest to, że dla rozwoju gospodarki wysokie stopy procentowe należy obniżać. Gdy stopy procentowe w USA sięgnęły 70%, niewielu dobrych ekonomistów mogło ich bronić – choć wielu próbowało z przyczyn politycznych. Reagan obciął je do 28%, potem wzrosły do 40%, teraz są na poziomie ok. 35%. Można się spierać o drobne kwestie, np. ile powinien wynosić VAT. Ale gdy stopy procentowe urosną zbyt wysoko, trzeba je ciąć. – Ekonomia czasami jest uważana bardziej za sztukę – w tym także konstruowania trafnych prognoz – niż za naukę ścisłą. – Bo są pytania na granicy nauki, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Podobnie jest w tak precyzyjnych dziedzinach nauki jak fizyka lub astronomia.