Nowym wiceministrem, za Marka Magierowskiego, który wyjechał na stanowisko ambasadora w Izraelu, został Szymon Szynkowski vel Sęk, poznański poseł PiS. Gratulujemy posłowi, ministerstwu mniej. Przez lata dominowała w MSZ zasada, że wiceministrami zostają wyróżniający się dyrektorzy departamentów, absolutni zawodowcy o wielkim doświadczeniu, ewentualnie osoby ze świata nauki. Nie bez powodów – wiceminister nie tylko zastępuje ministra, ale też nadzoruje pracę departamentów. Musi więc mieć w małym palcu wiedzę o pracy MSZ, o polityce zarówno międzynarodowej, jak i najważniejszych państw. Wiceministrowie i dyrektorzy departamentów to szkielet, na którym opiera się ministerstwo. Owszem, były w jego historii nominacje mniej trafne, była pani ze spółek skarbu państwa, która miała się zajmować polityką gospodarczą, Witold Waszczykowski powołał obywatela USA, któremu zaraz wyciągnięto, że pracował dla CIA, pani Fotyga wiceministrem zrobiła swojego rzecznika, ale to raczej wyjątki. Tym dziwniej wygląda więc obecna nominacja. Szymon Szynkowski vel Sęk jest posłem od roku 2015, wcześniej był radnym PiS w Poznaniu. A wcześniej asystentem europosłów. Jak sam mówi – współpracownikiem. W zasadzie znamy go z dwóch inicjatyw. Po pierwsze, był jednym z głównych inicjatorów projektu ustawy ograniczającej liczbę sklepów z alkoholem w miastach, pozwalającej regulować te sprawy radnym. Po drugie, walczył z Jugendamtami, które oskarżał o zabieranie dzieci polskim rodzinom mieszkającym w Niemczech. „Zajmuję się tymi sprawami od 12 lat – opowiada. – Po wejściu Polski do Unii Europejskiej pojawiły się pierwsze takie sprawy, w które angażowałem się najpierw jako współpracownik Marcina Libickiego, byłego posła PiS, później jako współpracownik europosłów i teraz – jako poseł. To jest niestety zjawisko, z którym spotykamy się regularnie, tzn. że Jugendamt używa władzy wobec rodziców i jest instytucją, która de facto jest w znacznej mierze wyłączona poza możliwość skutecznej kontroli prawnej”. W wywiadach, w których mówił o Jugendamtach, przyrównywano obecną sytuację do losów dzieci wrzesińskich i dzieci Zamojszczyzny. Mądre to nie było, ale Szynkowski vel Sęk na tym, zdaje się, zbudował swoją popularność w PiS. Jako ten, który walczy z germańską zawieruchą. W ten sposób, z takimi kwalifikacjami, skierowany został do najwęższego kręgu projektującego i realizującego polską politykę zagraniczną. Do tego będzie nadzorował prace Departamentu Polityki Europejskiej, Departamentu Azji i Pacyfiku oraz Departamentu Współpracy Ekonomicznej. Trudno przypuszczać, by minister Czaputowicz był przekonany, że ta kandydatura wzmocni merytorycznie kierownictwo MSZ. Można więc założyć, że została mu „włożona”. A on, osoba, którą prezes K. nazywa eksperymentem, musiał ulec. Posłowie PiS od miesięcy domagali się wglądu w MSZ, zwłaszcza w kadry, i krytykowali resort, że jest hermetyczny i że nie ma tam przełomowych zmian. No i że trudno kogoś swojego umieścić na placówce. To teraz mogą mówić, że włożyli nogę w drzwi. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint