W październiku czekają nas wybory na prezesa PZPN. Już na zjeździe mieliśmy pierwszą próbę sił Mimo że opadł kurz bitewny i ostygły nieco emocje, nie milkną echa lutowego zjazdu PZPN. Do opinii publicznej dotarło, że – najogólniej rzecz ujmując – po raz kolejny prezesowi piłkarskiej centrali nie udało się przeforsować „swojego” statutu i poniósł porażkę w konfrontacji z koalicją klubów Ekstraklasy. Mówi się także o personalnym, wręcz prestiżowym starciu Zbigniewa Bońka z szefem Rady Nadzorczej Ekstraklasy SA Maciejem Wandzelem. Z perspektywy czasowej łatwiej ocenić, co właściwie się wydarzyło i jakich reperkusji można się spodziewać w najbliższych miesiącach. Nie wolno przecież zapominać, że w październiku czekają nas wybory na prezesa. Już teraz mieliśmy pierwszą próbę sił. Mówiąc wprost, postanowiono dać Zibiemu kolejne poważne ostrzeżenie – problem w tym, że traci na tym cała nasza piłka. 16 szabel Ekstraklasy Nieformalny przywódca grupy niedawnych jeszcze zdeklarowanych oponentów Ryszard Niemiec (szef Małopolskiego ZPN) przedstawił zjazdowe perypetie w swoim wyjątkowym stylu: „Gdyby sięgać po pojęcia z innej dziedziny życia niż sport, można by mówić o imposybilizmie prawnym! Oto Polski Związek Piłki Nożnej, zobowiązany do dostosowania swego statutu do regulacji wyższego rzędu, jaką jest nowa ustawa o kulturze fizycznej, nie jest w stanie przeprowadzić oczekiwanej korekty. Niemoc wynika po części z lenistwa umysłowego niektórych delegatów na zjazd. Lektura tekstów dłuższych niż podpisy do obrazków w elementarzu Falskiego okazuje się wyczynem ponad siły. (…) Tymczasem obecny dokument, jaki miał powstać w wyniku obrad na salonach Victorii, znacznie odbiegał na plus poziomem liberalizmu zapisów od poprzednich projektów statutu, zablokowanych w 2013 i 2014 r. One rzeczywiście cechowały się autorytarnymi literą i duchem. Dziś ustawodawca poszedł na daleki kompromis, odstępując od zapisów umacniających tendencje centralistyczne w związku. (…) Obroniony więc został w pełni stowarzyszeniowy charakter związku, oddalone widmo korporacyjnej jego odmiany. Największym postępem w dziedzinie kultury i metodyki prac nad statutem było zainicjowanie konsultacji torujących drogę do ostatecznego konsensusu pomiędzy poszczególnymi środowiskami (…). A przecież skomprymowanie (zmniejszenie – przyp. red.) składu zarządu o połowę to chory płód przestępczego duetu Blatter-Lipiec. Duet ten w szczycie polskiej wojny futbolowej, metodą szantażu i groźbą delegalizacji (sic!) PZPN, wymusił na zjazdowych delegatach samobójczą uchwałę statutową. Pod hasłami walki z korupcją zmniejszył liczbę delegatów na zjazd pochodzących z wyboru wojewódzkich konferencji, a dołożył lekką ręką 16 szabel klubom ówczesnej I ligi. W taki sposób środowisko piłki profesjonalnej zostało nieoczekiwanie wynagrodzone radykalnym wzrostem wpływów. A że prywatna własność w spółkach akcyjnych piłkarskich ma to do siebie, że skazana jest na prymat egoistycznego zysku, próby poszerzania sfery wpływów w krajowej federacji postępują z sezonu na sezon. Na zjeździe zaprezentowały pokaz swej potencji i wolę narzucania woli innym”. Wandzel bawi się zapałkami Jak przyznał jeden z prezesów Ekstraklasy: „Na zjeździe została zdetonowana bomba atomowa. Obie strony miały czerwone guziki i Boniek wreszcie go nacisnął. Nastąpił wybuch, a radioaktywny pył tak szybko nie opadnie”. Rzeczywiście doszło do poważnego kryzysu, skoro Boniek postanowił do minimum ograniczyć kontakty ze spółką ligową. Podczas posiedzenia Zarządu PZPN 30 marca zamierza zrezygnować z członkostwa w Radzie Nadzorczej Ekstraklasy i wyznaczyć zastępcę, który będzie reprezentował piłkarską centralę na spotkaniach z ESA. Swoją frustrację skupił głównie na Wandzelu, którego uważa za przywódcę sprzeciwu. Po niespodziewanym ataku ekstraklasowych prezesów trudno przewidzieć, co zrobi. Nie zamierza tolerować ingerencji spółki ligowej w politykę PZPN, który jest jej największym udziałowcem. Naszym zdaniem, Zibi wyczuł, że to próba nie tylko rozszerzenia strefy wpływów, ale także „skoku” na pokaźny związkowy budżet. „Maciej Wandzel bawi się zapałkami. Nawet jeśli nikt nie spłonie, to wszyscy zatrują się dymem – napisał w „Przeglądzie Sportowym” Krzysztof Stanowski. – Aż do października zapasy w kisielu: czy Maciej Wandzel obali Zbigniewa Bońka, czy może »Zibi« podtopi adwersarza? Korzyści z tej publicznej taplaniny nie będzie żadnej, natomiast szkody wymierne. Znam i cenię Macieja Wandzela. (…) Gdybym miał go określić jednym słowem, napisałbym: gracz. (…). Ten