Jesteśmy w największym kryzysie zdrowotnym, jaki kiedykolwiek miał tu miejsce. Rząd robi wszystko, aby nikt nie poznał skali problemów – Moja siostra miała zaledwie 37 lat. Była młodą, pełną życia nauczycielką. Jestem częścią personelu medycznego szpitala, ale nie mogłem nic zrobić. Odebrałem telefon, że mam natychmiast zjawić się w domu, więc gnałem jak szalony. Serce prawie eksplodowało mi z bólu. To był najgorszy dzień w moim życiu – opowiada Xavier Tomala, terapeuta układu oddechowego ze szpitala dziecięcego w Guayaquil. Nie minęły trzy miesiące, a z powodu COVID-19 zmarła cioteczna siostra taty Xaviera. Miesiąc później siostra jego dziewczyny. W kolejnych dniach pożegnał ośmioro członków rodziny. Według oficjalnych danych łączna liczba przypadków zachorowań w Ekwadorze sięga 360 tys. Zmarło ponad 17,5 tys. osób. Moi rozmówcy nie wierzą tym informacjom. To przyjaciele, z którymi spędziłem w ich gościnnym kraju prawie dwa lata. Ufają mi i nie mają powodów manipulować faktami. – Pandemia sprawiła, że jesteśmy w największym kryzysie zdrowotnym, jaki kiedykolwiek miał tu miejsce. Rząd robi wszystko, aby nikt nie poznał skali problemów. Największym zmartwieniem jest to, że szpitale osiągnęły punkt, w którym brakuje łóżek dla osób z powikłaniami – mówi Miguel Laje, nieśmiały chłopak z głębokiej prowincji, który przeszedł daleką drogę, by zostać przedstawicielem służby mundurowej w Quito. – Rząd wybrał nieefektywny sposób przeciwdziałania szerzeniu się pandemii. Korupcja dławi kraj. Ludzie też nie pomagają, bo są nieodpowiedzialni i nie przejmują się konsekwencjami. Więcej nie mogę powiedzieć. Nie wypada mi jako obcokrajowcowi i osobie duchownej – dorzuca ksiądz pełniący posługę na północy kraju. Z wielu względów musi pozostać anonimowy. Rok temu świat obiegły informacje, że sytuacja pandemiczna w Ekwadorze wymknęła się spod kontroli. – Co najmniej 40% osób zakażonych koronawirusem nie przestrzegało warunków kwarantanny – mówił prezydent Lenín Moreno w orędziu. – To osoby nieświadome w niektórych przypadkach i nieodpowiedzialne w innych, które mimo pozytywnego wyniku testu lub podejrzenia zakażenia koronawirusem wychodzą z domu i przemieszczają się – dodawał. – Wiemy, że zarówno jeśli chodzi o liczbę infekcji, jak i zgonów, oficjalne rejestry nie nadążają za sytuacją. W drugiej połowie marca 2020 r. służba medyczna w Ekwadorze załamała się. Najtrudniej było w Guayaquil, gdzie w pewnym momencie zanotowano 68% przypadków zakażeń z całego kraju. Szpitale były przepełnione, więc ludzie umierali w domach. Stowarzyszenie wytwórców produktów kartonowych przekazało tysiące tekturowych trumien, które wykorzystano do pochowania zakażonych. – Na początku brakowało kontroli nad szybko następującymi wydarzeniami. Mało kto traktował poważnie wirusa i to się zemściło. Władze nie były w stanie zająć się zmarłymi, ludzie decydowali się na pozostawianie zwłok na ulicach lub grzebanie ich na podwórkach. Niektóre ciała palono na ulicach – wspomina Miguel Guim z Ventanas. Obecnie nie jest stabilniej. – Cmentarze są przepełnione. Zostaliśmy zmuszeni do szukania nowych działek, aby kontynuować pochówki. Stworzono cmentarze covidowe i specjalny protokół pogrzebowy. Wielu z nas nie miało szansy pożegnać bliskich. Ludzie coraz częściej decydują się na kremację ciał – opowiada Yolanda Herrera, która wraz z mężem zarządza fundacją pomagającą ubogim Ekwadorczykom. Ponad rok temu ekwadorski rząd nakazał ograniczenie swobodnego ruchu samochodowego, zamknięcie szkół oraz granic państwa, a także zarządził godzinę policyjną w najbardziej dotkniętej epidemią prowincji Guayas. Jednocześnie wdrożył lokalne ograniczenia, wynikające z rozprzestrzeniania się COVID-19. Chwilą oddechu był drugi kwartał 2020 r., kiedy stopniowo znoszono obostrzenia. Sytuacja pogorszyła się w styczniu tego roku. W ośmiu największych prowincjach Ekwadoru wprowadzono stan wyjątkowy. Na szczeblu krajowym władze wezwały obywateli do zachowania dystansu społecznego i nielekceważenia obowiązku noszenia maseczek. Wszystkie szkoły są zamknięte, lekcje odbywają się online. Obowiązuje zakaz organizowania imprez masowych. Maksymalna liczba osób w kościołach nie może przekroczyć 30% dostępnych miejsc. Niedzielne msze są transmitowane na Facebooku. Rząd apeluje, aby każdy, kto tylko może, pracował zdalnie. Władze miejskie nadal mają prawo nakładać surowsze ograniczenia na przedsiębiorstwa, w zależności