Zwykły obywatel nie ma poczucia, że jego codzienne problemy są przedmiotem troski klasy politycznej Dynamika wydarzeń politycznych i wielotysięczny obywatelski sprzeciw wobec podporządkowania sądów jednej partii zwiastują nową epokę. Wchodzimy jako społeczeństwo w ostry zakręt. Przed nami miesiące, a może lata dużych napięć. Negatywne emocje odgrywają coraz większą rolę w debacie publicznej i codziennym życiu Polek i Polaków. Zarządzanie sądami przez PiS niesie ze sobą zagrożenia dla przeciętnego obywatela. Ludzie zaczynają zdawać sobie z tego sprawę. Jednak walce o demokrację powinna towarzyszyć krytyczna refleksja nad przyczynami obecnej sytuacji. Demokracja bez ludzi Nie da się zrozumieć dzisiejszej sytuacji politycznej bez pytania o przebieg historii społecznej ostatniego ćwierćwiecza. Zaniedbania w sferze praw społecznych, zamknięcie w klatce wstydu najsłabszych, źle działające sądy przez lata upewniały miliony ludzi, że mogą liczyć tylko na siebie. Nic dziwnego, że demokracja jest dzisiaj dla nich obcym pojęciem. Znają ją ze słyszenia. Nigdy nie stosowali jej w praktyce. Duża część liberalnych elit nie chce przyjąć tego do wiadomości. Zamiast poznawczej pokory wykazują oświecony triumfalizm, miejscami „wzbogacony” o pogardę. Brak zrozumienia rodzi przyzwolenie na werbalną nienawiść do nieoświeconego plebsu i chama, który sprzedał demokrację za 500 zł. Liberalne elity nie wychodzą poza uprzedzenia wobec tych, dla których demokracja znaczy coraz mniej. Podczas manifestacji 16 lipca Andrzej Celiński nawoływał do dokończenia prywatyzacji, a Leszek Balcerowicz przestrzegał przed powrotem socjalistycznej dyktatury. Potwierdza to, jak głęboko opozycja liberalna tkwi mentalnie w świecie, którego już dawno nie ma. Oderwanie od realiów potwierdził także Jarosław Kurski w „Gazecie Wyborczej”, kiedy zadekretował zjednoczenie opozycji pod wodzą Władysława Frasyniuka. Ani słowa o demokracji w łonie samej opozycji. Jak za dawnych lat panowie coś między sobą ustalą, a reszta karnie się dostosuje albo zostanie obarczona współodpowiedzialnością za wsparcie dyktatury. Takie działanie to najlepszy sposób na zduszenie w zarodku potencjału rodzącego się oporu społecznego. Ten niedemokratyczny model zarządzania znalazł potwierdzenie pod Sejmem. Przedstawiciele Inicjatywy Polska i Razem usłyszeli od organizatorów, że nie są przewidziane przemówienia polityków. Na scenie głos zabrali jednak m.in. Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru. Można na ich temat wiele powiedzieć, ale nie to, że nie są politykami. Stracone okazje Przez ostatnie pół roku największe partie opozycyjne zmarnowały wiele okazji, żeby zademonstrować troskę o państwo i jego instytucje. Bronią sądów, ale nie zaproponowały żadnego pomysłu na naprawę sądownictwa. Zwykły obywatel nie ma poczucia, że jego codzienne problemy są przedmiotem troski klasy politycznej. Można było to zrobić, odnosząc się do kondycji polskiej nauki, reagując na pogarszającą się sytuację pielęgniarek i ratowników medycznych czy zabierając głos w sprawie niskiej jakości leczenia psychiatrycznego. Opozycja troszczy się o demokrację tylko wtedy, gdy PiS przeprowadza zamach na Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa czy Sąd Najwyższy. Wtedy na scenie pod Sejmem politycy wygłaszają płomienne mowy w obronie wartości demokratycznych. Działanie w tak krótkiej perspektywie może im dać wygraną w kolejnych wyborach, ale w dłuższej da zwycięstwo komuś znacznie groźniejszemu niż Jarosław Kaczyński. Gra toczy się o wysoką stawkę, jaką jest demokracja, która jednak nie jest ideologicznie neutralna. Nie ma już powrotu do opcji neoliberalnej. Opowieść konserwatywno-narodowa zapuszcza instytucjonalne korzenie. Podkopać ją może tylko zwrócenie się do ludzi słabych, których liberałowie wepchnęli w ramiona prawicy. Nie będzie to możliwe bez strategicznego myślenia wykraczającego poza bieżący konflikt polityczny. Bez namysłu nad błędami minionych lat każda nowa oferta obróci się w nicość. Miejsce dla obywatela Manifestacje w obronie demokracji powinny być okazją do zmiany wyobraźni społecznej. Debata publiczna została zawłaszczona przez „ekspertów”. Dlatego bardzo ważna jest przebudowa sfery publicznej, tak by obywatel miał miejsce do wyrażenia tego, co myśli. Tylko wtedy może on uwierzyć, że możliwe są zmiany w życiu społecznym i politycznym. Bez tego dyskusja na temat demokracji będzie jak dotychczas monologiem elit. W historii każda demokracja miała swoich wykluczonych. Byli to niewolnicy, tubylcy, kobiety, biedni. Dzisiaj w Polsce także ich nie brakuje. W debacie o sądach nie może zabraknąć głosu ludzi, którzy stracili pracę i latami dochodzili sprawiedliwości przed sądami pracy. Ani lokatorów, którzy zostali pozbawieni dachu na głową. Dla nich wszystkich