Ogromne gaże, choćby te za sylwestra, a potem skromna emerytura. Artyści i twórcy podjęli w Polsce walkę o pieniądze na starość Zaraz po nowym roku zaczynają utyskiwać jeden przez drugiego, jak osoby bez pracy, wieloletni bezrobotni. Kulą się w sobie i za Romualdem Lipką przyznają: „Dostaję niecałe 500 zł emerytury, więc muszę grać”. Różnice między nimi są niewielkie – wokalista Budki Suflera Krzysztof Cugowski wyznaje, że ma emeryturę w wysokości 570 zł, piosenkarz Andrzej Rosiewicz – 590 zł, a nauczycielka śpiewu, jurorka „Idola” i „Must be the music” Elżbieta Zapendowska – 700 zł. Choć będą i tacy, którzy w tym roku mogą liczyć na więcej, np. Barbara Sienkiewicz – 1,2 tys. zł, Maryla Rodowicz – 1,4 tys. zł, Jan Nowicki – 1,5 tys. zł, Beata Tyszkiewicz „aż” 1,7 tys. zł. Stawki są „nieobliczalnie głodowe”, podkreślają przy tym. Jednocześnie pozują na ściankach w markowych ciuchach, odwiedzają drogie galerie, rozbijają się luksusowymi wozami, co też skrzętnie rejestrują paparazzi. I zwykły Kowalski zachodzi w głowę: jak to w końcu z tymi emeryturami dla artystów jest. Golenie pola „Oszuści”, „darmozjady”, „na kasie z ZUS nigdy im nie zależało”, „poradzą sobie, skoro za koncert, i to jeden, do kieszeni wpada im nawet 120 tys. zł”. Uwagi zgłaszane w ostatnim czasie na temat emerytur artystów pełne są sprzeczności. Zresztą trudno temu się dziwić, bo i sami artyści są podzieleni. „Dostałem pisemko, ZUS po 37 latach płacenia wymaganych stawek gwarantuje mi 386 zł emerytury. Nie mogłem w to uwierzyć. Moja żona się śmiała, że nawet łódki nie zatankuję za te pieniądze, nie mówiąc już o samochodzie”, żartował w rozmowach z dziennikarzami lider Bayer Full Sławomir Świerzyński. Zenek Martyniuk przyznawał z kolei otwarcie: „Nie dostaję żadnych pisemek. Tak naprawdę nie interesowałem się tym. Co miesiąc opłacam składkę w wysokości 4 tys. zł”. Wszyscy zgadzają się natomiast co do jednego – emerytury artystów nie są wysokie. „To biedaemerytury”, pada najczęściej. Dlaczego? – Bo system nie uwzględnia specyfiki ich zawodu – tłumaczy prof. Dorota Ilczuk, ekonomistka, teoretyczka zarządzania w kulturze i przemysłach kreatywnych oraz wykładowczyni Uniwersytetu SWPS. – Z reguły artyści i twórcy nie są zatrudniani na etacie. Pracują jako wolni strzelcy, najczęściej na umowach o dzieło, co oznacza, że składki na ubezpieczenie emerytalne nie są wtedy odprowadzane. Często mają przerwy w zatrudnieniu i czekają na kolejne zlecenia. Albo pracują pół roku nad projektem, a rozliczani są dopiero po jego zakończeniu. Czytaj: ich dochody są nieregularne. Nierzadko ich okres aktywności zawodowej jest stosunkowo krótki, jak w wypadku tancerzy. A to od niego zależy wysokość świadczenia emerytalnego. – Te świadczenia siłą rzeczy muszą być niskie – potwierdza dr Mikołaj Iwański, wykładowca Akademii Sztuki w Szczecinie. – Także dlatego, że ustawa o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych traktuje zarówno artystów, jak i twórców jako osoby wykonujące pozarolniczą działalność gospodarczą. A to oznacza, że powinni samodzielnie odprowadzać składki od swojego wynagrodzenia. I to co miesiąc, regularnie. Tymczasem artyście bliżej do rolnika, który nie jest w stanie wyskakiwać z kasy co 30 dni, skoro pole goli raz w roku. W tej sytuacji trudno się dziwić, że wiele osób uważa, że artyści mają niskie emerytury, bo za mało grali/malowali/koncertowali/wystawiali. Albo nie są wystarczająco zdolni. Jednym słowem, że wina leży po ich stronie. Nic bardziej mylnego! – zastrzega przy tym. Biała księga Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar pisze: „Obecnie obowiązujące zasady zupełnie nie przystają do specyfiki prowadzonej przez nich działalności i w wielu przypadkach może to prowadzić do wykluczenia ich z dostępu do świadczeń z systemu ubezpieczenia społecznego, w tym świadczeń emerytalno-rentowych”. Dobrze pamięta historię wdowy po reżyserze i scenarzyście filmów dokumentalnych oraz wydawcy i producencie programów telewizyjnych. Kiedy rodzina znalazła się w trudnej sytuacji, kobieta wystąpiła o rentę rodzinną dla córek, które nadal wymagały jej opieki. Nic z tego – ZUS odmówił wypłaty środków, bo nie było „wymaganych pięciu lat okresów składkowych i nieskładkowych ojca dzieci w ostatnim dziesięcioleciu przed jego śmiercią. Dodatkowo, z uwagi na swój wiek, nie spełniał on warunków do emerytury”. Konieczna okazała się interwencja i prośba do prezesa rady ministrów o przyznanie renty specjalnej. Przepisy