Zawartość Wikipedii może już za chwilę stać się kolejnym frontem wojny informacyjnej Niegdyś wyśmiewana, doczekała się wreszcie statusu szanowanego, a przede wszystkim powszechnie dostępnego źródła wiedzy. Jeszcze kilka lat temu w szkołach czy na uniwersytetach zakazywano jej używania, a powoływanie się na treści zaczerpnięte z tego źródła budziło nierzadko politowanie. W ciągu ostatniej dekady Wikipedia przeszła niewyobrażalną transformację statusu społecznego – od internetowego eksperymentu do największego na świecie źródła weryfikowalnych informacji. Poszerzona baza danych, ulepszony system redakcji i kontroli wpisów, bogata baza przypisów, integracja z wyszukiwarką Google’a, profilami na Facebooku i opisami kont w serwisie YouTube – to wszystko sprawiło, że darmowa encyklopedia internetowa w dużej mierze wpływa na zdobywanie wiedzy i kształtowanie opinii użytkowników sieci, zwłaszcza młodszych. Pozostaje przy tym cały czas instytucją otwartą, którą każdy może współtworzyć. Tylko że każdy w tym wypadku oznacza również zawodowców trudniących się dezinformacją na masową skalę. Do tej pory przekłamania w Wikipedii pojawiały się przede wszystkim w formie żartów lub prowokacji. Zakładanie fałszywych stron celebrytów czy polityków, najczęściej z wyśmiewającą ich zawartością, było jeszcze kilka lat temu dość popularnym wybrykiem. Zjawisko to pozostawało jednak w dużej mierze niegroźne z dwóch powodów. Po pierwsze, przekłamania były na tyle wyraźne, że środowisko redaktorów Wikipedii, szczycące się bardzo wysokimi standardami merytorycznymi w pracy nad encyklopedią, natychmiast wyłapywało i kasowało nieprawdziwe hasła. Po drugie, zasięg Wikipedii był mniejszy niż obecnie, a jej prestiż znacznie niższy, więc w konsekwencji dezinformacja wyrządzała dużo mniejsze szkody. Od tamtego czasu wiele się zmieniło w świecie mediów i internetu. Dezinformacja stała się realnym zagrożeniem stabilności demokracji liberalnych w wielu krajach, a przekłamania, fałszywe informacje i internetowa propaganda wygrywają dziś wybory i obalają rządy. Wikipedia może zatem już niebawem stać się ofiarą własnego sukcesu i z szanowanego źródła informacji przekształcić się w kolejny – potencjalnie najbardziej niebezpieczny z dotychczasowych – front wojny informacyjnej. Jest o co walczyć, a przejęcie nawet częściowej kontroli nad internetową encyklopedią byłoby dla specjalistów od dezinformacji ogromnym sukcesem. Najlepiej o zasięgu platformy mówią liczby. Jak podaje internetowy magazyn „Slate”, Wikipedia jest piątą najczęściej otwieraną stroną w całym internecie – przebywa na niej regularnie ok. 35 mln internautów. Spośród nich prawie 200 tys. to tzw. aktywni redaktorzy, czyli użytkownicy tworzący lub edytujący przynajmniej jedno hasło w miesiącu. W całej Wikipedii istnieje ponad 48 mln artykułów napisanych w więcej niż 300 językach, z czego niecałe 6 mln po angielsku. Mimo tak wielkiej skali platforma unikała dotychczas rażących błędów. Kolejne badania statystyczne pokazywały, że Wikipedia zawierała mniej więcej taki sam odsetek nieprawdziwych bądź niepełnych informacji, co tradycyjne książkowe encyklopedie, tworzone przez zespoły wyspecjalizowanych naukowców. Tak wysoki standard był możliwy do utrzymania głównie dzięki bardzo rygorystycznemu systemowi klasyfikacji redaktorów. Dawniej edytować i zapisywać zmiany w Wikipedii mógł prawie każdy, a nowe treści przynajmniej przez chwilę pokazywały się na stronie bez weryfikacji. Dziś byłoby to wręcz niemożliwe – prawa do edycji tekstów z natychmiastowym trybem publikacji mają tylko redaktorzy z odpowiednio wysokim statusem, nadawanym poprzez aktywność i regularne tworzenie i poprawianie haseł. Na pierwszy rzut oka wygląda to na dość prosty, a jednocześnie skuteczny mechanizm w walce z dezinformacją. Aby otrzymać odpowiednio wysoki status, trzeba bowiem latami pracować na bardzo zaawansowanym poziomie merytorycznym. A to – przynajmniej w teorii – wyklucza manipulację informacjami pod wpływem chwili i na potrzeby konkretnych wydarzeń, takich jak wybory. Co się jednak stanie, jeśli skrzywieniu ulegnie system redakcyjny, a przynajmniej jego część? Im głębiej bowiem sięga Wikipedia, tym łatwiej zaszyć w niej dezinformację i trudniej ją następnie wykryć. Zresztą, żeby wywołać informacyjny konflikt w internecie, nie potrzeba nawet kłamstwa, wystarczy prawda przedstawiona za pomocą różnych optyk. Doskonale widać to na przykładzie analizy porównawczej dokonanej przez dziennikarzy „The Jerusalem Post”, którzy zestawili ze sobą wpisy na stronach Wikipedii poświęcone wojnie Jom Kippur z 1973 r., napisane po arabsku i hebrajsku. Ponieważ