Erotyka daleko od szosy

Erotyka daleko od szosy

Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym” oburzyła Polskę elitarną. Tymczasem podejrzała tylko skrawek seksbiznesu na prowincji Oburzyły się wszystkie „ciała” – rzecznik praw dziecka martwił się o moralny rozwój nieletnich, Komisja Etyki TVP uznała „Balladę o lekkim zabarwieniu erotycznym” za swoisty instruktaż, inni grzmieli, że za pieniądze publiczne promuje się patologię. Większość wykrzywiała usta, ale patrzyła. W tym czasie Czarek Mończyk, dyrektor firmy Cezar, który od 20 lat żeruje na apetycie na lepszy los, urósł na polskiego Larry’ego Flynta. Już nawet nie musi dawać anonsów: „młode, do kalendarza”, w lokalnej gazecie. Piękności, które chcą się wyrwać ze swoich sennych dziur – naiwne, bez pracy, bez szkoły, za niskie, za grube, szukające bajki o torebce z krokodylej skóry – dobrze pamiętają karierę tlenionej Klaudii z Raduszca Starego, wioski zabitej totalną dechą. Czarka też. Od dawna zakreślają flamastrem kuszące „modelki poszukuję”, gdzie nic nie jest tym, czym miało być. Teraz piszą pod pewny adres, bo nadruk na koszulce www.czarekmonczyk.pl dotarł pod strzechy. – Wiem, Czarek, jaka jest cena i co wchodzi w grę – Mończyk z dumą w głosie cytuje listy z niemrawych mieścin Podkarpacia, Lubelszczyzny, Bieszczad, Świętokrzyskiego. Piszą: Czarek, chcę się wybić. Wyrwij mnie z tej podłej wiochy. Podobam się chłopcom. Jestem odważna. Czarek, bo u ciebie jest edukacja. A co, na gospodarce mam zostać z taaakimi nogami? (do portfolio dołączone zdjęcie). Czasem niedomyte, w byle jakich majtkach od Chińczyka, ale na zewnątrz zawsze ruski dezodorant. Nie wiedzą, co to jest topless, wiedzą, że chcą tańczyć w tej strażackiej remizie. A jak już tańczą w tej klatce, podchodzą blisko i lubią wystawić nogę. Potem aż piszczą do wiejskich gwizdów. A jak już trochę potańczą u Czarka, zaczynają po miastowemu chodzić na obcasach. To prowincjonalna Polska, egzotyka okolic, istniejących już w zasięgu podmiejskich miejscowości, gdzie w szczerym polu stoją drogowskazy do dyskotek, w których taplają się w kisielu za 50 zł od występu. – Obok siebie żyją dwie Polski – mówią Jerzy i Irena Morawscy, autorzy dokumentu, który uraził naszą wrażliwość i dobry smak. – Tylko że ta druga, daleko od szosy, jest nieestetyczna, wadzi, bo prowokuje do myślenia. – Pamiętam jedną Kaszubkę – opowiada Irena Morawska. – Andżelikę, która niemal prosto z obory, w takich nieładnych majtkach, wyrwała się, żeby tańczyć w dyskotece na Wybrzeżu. Nie wytrzymała. Uciekła. Czarek, wyrwij mnie – Polski Larry Flynt? To byłby komplement – Mończyk głaszcze pluszową maskotkę (w domu pełno tandetnych pluszaków). Wkłada rękę w słynne króciutkie gatki. Robi nią kilka ruchów w tę i z powrotem w miejscu, które nazywa broszką. Wyciąga rękę i dmucha na palce. – To dla młodego znak: uf, jak gorąco. Wtedy młody nie wytrzymuje – Czarek rozbawia mnie grepsem scenki, którą jego „modelki” wykonują przed pijanymi wyrostkami w remizach. Wokół Czarka sterty koronkowych majtek, które na bałuckim rynku kupuje po parę złotych i sam zapiera po występach w łazience, gdzie nawet muszla klozetowa w kolorze złota jest jak z burdelu. Wszędzie pisemka i tysiące ankiet. – Najmniej listów mam z Pomorza – Mończyk przerzuca segregatory z ofertami. – Normalne. Tam jest ruch w okolicy. Można się wyrwać na własną rękę. Z wiosek centralnych trudniej. Nie ma przyjezdnych. Kolejna teczka z ankietami. Kolejna porcja bylejakości. Zawód matki: „bezrobotna”, „ekspedientka, sklep w likwidacji”. Miejsce pracy ojca: „renta”, „palacz”, „mórarz”, „nie żyje”. Twój idol: „Nick Carter z BackstreetBoys”. Dlaczego? „Jest przystojnym blądynem”. Wykształcenie: „ZSZ szfaczka”. Hobby: kreska. Kim chcesz zostać w życiu: „piosenkarką”, „modelką”, „dyrektorem miendzynarodowej firmy”. Jeśli któraś napisze w rubryce „O sobie”: „Nie jestem kurwą”, dla Mończyka to nie ten poziom. Kompletnej wiochy nie zaprasza. Co chwila do Mończyka wpadają dziewczyny z różowymi ustami. Wszystkie „niedawno skończyły 18 lat”. Rurka stoi tuż przy balkonowym oknie. Ot, taki ekshibicjonizm. Gdy się zaczyna prywatne show, w okolicznych blokach gasną światła. Czarek lubi, jak patrzą. – Włącz dyktafon – lubi, jak się nagrywa te wszystkie obleśne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 30/2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Edyta Gietka