Za sprawą Grassa Niemcy będą teraz bardziej wyczuleni na prawdę historyczną Nie widać końca debaty dotyczącej Güntera Grassa. Nazistowska młodość pisarza wyrosłego na wielki autorytet moralny w Niemczech, przemilczenie esesmańskiego epizodu przez człowieka, który od samego początku czasów powojennych stał się rzecznikiem, i to wręcz radykalnym, procesu przezwyciężania złej przeszłości Niemców (kwestionował nawet zjednoczenie Niemiec, uważając ich podział za słuszną konsekwencję tego, co symbolizuje Auschwitz!), wchodzi do rejestru prawd podstawowych wszelkich dywagacji dotyczących Niemców czasów najnowszych. To, co dla zagranicy, ekscytującej się również sprawą Grassa, wydaje się kolejnym li tylko epizodem w długiej dyskusji naszych sąsiadów na temat ich kondycji obywatelskiej determinowanej przeszłością, dla nich samych jest ważnym probierzem postaw, ciągle ponawianym poszukiwaniem odpowiedzi na pytania, dlaczego Niemcy poszli za Hitlerem. Czy Grass osiągnął to, czego oczekiwał, decydując się na tak spóźnione wyznanie młodzieńczych grzechów? Jego dotychczasowe wypowiedzi, tak w formie treści jego książki autobiograficznej, jak i wywiadów prasowych, takiej odpowiedzi nie dają. Odrzucając jako prostackie, nieprzystające do godnej szacunku osobowości noblisty opinie, że u podstaw jego publicznej spowiedzi legły względy natury merkantylnej (promocja nowej książki „Przy obieraniu cebuli”), należy uznać, że Grass po prostu przecenił własną pozycję, uważając, że jest ona na tyle silna i niewzruszona, by podjąć bez większego ryzyka decyzję o wyznaniu esesmańskiej przeszłości wojennej. Być może liczył, że zostanie to przyjęte z wyrozumiałością, jak to czynią kochający rodzice wobec dziecka przyznającego się do zapomnianego złego uczynku. Gdyby tak się stało, mógłby liczyć nawet na pewne profity natury moralnej jako potwierdzenie charakteru i odwagi cywilnej, której nigdy mu nie brakowało, bo przecież powiedział to, czego nie musiał. Bo przecież nie krył nigdy, że był powołany do armii jako 17-latek, że w ostatniej fazie wojny, w lutym 1945 r. znalazł się na froncie, a potem w niewoli amerykańskiej, ale jednak bez podawania tego, co najważniejsze, o służbie w Waffen SS. Ale też Grass musiał żywić obawy, że jego esesmańska przynależność może zostać pewnego dnia ujawniona. Obserwował, jak się te sprawy mają: raz po raz podawano nazwiska różnych wybitnych osobowości RFN jako uwikłanych w system nazistowski. To długa, szokująca lista. Znaleźli się na niej koledzy Grassa – pisarze, literaturoznawcy, autorytety niepodważalne, np. Walter Jens, Peter Wapnewski, Walter Höllerer; okazali się członkami partii hitlerowskiej. To ludzie zaangażowani w budowę demokracji niemieckiej, których pozycji etycznych nikt nie ośmieliłby się podważać. Sławny malarz Bernhard Heisig okazał się ochotnikiem 10. dywizji pancernej SS (bronił Breslau!). Szef tygodnika „Stern”, Henri Nannen, który konsekwentnie, z uporem działał na rzecz upowszechniania prawdy o nazizmie i co dla nas, Polaków, wielce istotne – na rzecz uznania naszej zachodniej granicy i przyjaźni z Polską, był oficerem osławionych kompanii propagandowych Wehrmachtu, podobnie jak wielu innych wybitnych ludzi pióra w Niemczech (sławny Ceram, Lothar Günther Buchheim – autor „Okrętu”). Ba, okazało się, że człowiek o tak niekwestionowanych zasługach na polu ujawniania zbrodni hitlerowskich, jak dyrektor monachijskiego Institut für Zeitgeschichte, prof. Martin Broszat, długo taił swoją przynależność do NSDAP. Twórca koncernu Metro, Otto Beisheim, był członkiem najbardziej elitarnej jednostki SS – Leibstandarte Adolf Hitler. W Waffen SS służył także autor popularnych seriali telewizyjnych, twórca kultowej postaci małego ekranu – Derricka, Herbert Reinecker. Okazało się teraz, na tle „spowiedzi” Grassa, że dokumenty poświadczające przynależność pisarza do Waffen SS były dosłownie na wyciągnięcie ręki, w Berlinie, w urzędzie Deutsche Dienststelle – Wehrmachtsauskunftsstelle (WASt) wypełnionym aktami dotyczącymi około 20 mln osób. W ankiecie, jaką Grass wypełnił w styczniu 1946 r. w obozie jenieckim USA, jest czarno na białym: „SS pz-Div. Frundsberg” i charakter służby: „Schütze” (strzelec)… Grass nie może uniknąć podejrzeń, że w pewnym momencie mógł nabrać przekonania, że i jego esesowski wątek biografii może wypłynąć bez – co gorsza – jego udziału. Czy więc nie lepiej dokonać tego samemu, zapewniając sobie inicjatywę, wybór momentu i, co ważniejsze, formy takiego wyznania? A jakaż
Tagi:
Janusz Roszkowski