Godności nie uzyskuje się tromtadracją i językiem, który jest z trudem tylko zrozumiały dla naszych partnerów Jan Truszczyński główny negocjator akcesji Polski do UE, w latach 2003-2005 wiceminister spraw zagranicznych, obecnie pracuje w Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. – Najważniejszy polityk w Polsce powiedział niedawno, że Unia nas nie lubi, bo tam dominują środowiska liberalno-lewicowe, a u nas prawica. To jest ten powód? – Przepraszam, kto to jest „nas”? – Polski rząd. – Większość państw członkowskich Unii, a jak mówię państwa członkowskie, to mam na myśli nie prasę, której tak uważnie się przyglądamy, tylko administracje narodowe i polityków, podchodzi do działań obecnego rządu RP z ostrożną obawą. Oni widzą, że dotychczasowe działania generalnie potwierdzają wizerunek i stereotyp partii i koalicji rządzącej, jaki ukształtował się wcześniej. Widzą też, że jest zbyt mało w postępowaniu władz polskich woli współdziałania, za to zbyt wiele jednostronnych akcji, działań nieuwzględniających odczuć, oczekiwań i poglądów innych krajów Unii. I w związku z tym nieskutecznych. Generalnie – jeśli można postawić jakiś zarzut dzisiejszej polskiej polityce zagranicznej, jest to zarzut osłabienia wpływów w porównaniu z tym, co było poprzednio, i pozbawienia skuteczności. Jak się zdobywa szacunek – Autorzy tej polityki odpowiadają, że wasza polityka to było kapitulanctwo, a ich polityka broni godności Polski. Im chodzi, żeby Polskę w Europie i świecie szanowano, i to się nie podoba, i z tego powodu mają kłopoty. – Polska, oczywiście, zasługuje na szacunek. I – jako państwo i społeczeństwo – określonym szacunkiem się cieszy. Ale godności nie uzyskuje się tromtadracją i językiem, który jest z trudem tylko zrozumiały dla naszych partnerów. Najważniejszą rzeczą w polityce zagranicznej są wpływy i skuteczność. Jeśli się przyjrzeć dzisiejszej polityce zagranicznej i zapytać o wyniki – gdzie nastąpiła poprawa w stosunku do okresu poprzedniego? – to ja, przyznam szczerze, nie znajduję ani jednego faktu, który podbudowywałby pogląd, że obecnie jest lepiej. A skoro tak, a minęło już dziewięć miesięcy działania obecnej ekipy i wyników nie widać, należałoby zapytać: czy wszystko jest w porządku? – Oni tłumaczą, że obecne kłopoty Polski na arenie międzynarodowej są karą za to, że chcemy być niezależni i walczymy o swoją pozycję. I Zachód nas za to karze. – Żadnej kary do tej pory nie zauważyłem. I się nie spodziewam. Ostatecznie, niezależnie od krytyki, jaka jest formułowana – nie tylko w mediach, ale również w najważniejszych gabinetach, tylko ta nie przedostaje się do wiadomości publicznej – nie znikła chęć do dogadywania się z Polską. Polska pozostaje partnerem, z którym grać się będzie nadal. – Więc co jest złego? Czemu mamy się martwić? – Moja krytyka odnosi się do stopnia skuteczności i siły wpływu Polski na poglądy i na zachowania naszych partnerów. Nie widzę wzrostu polskich wpływów, jej skuteczności działania, przeciwnie, widzę stopniowo postępującą automarginalizację. Nikt nas nie zmusza do takich zachowań, do używania języka, jaki jest stosowany przez polityków prowadzących politykę zagraniczną, to jest ich własny wybór. Tylko że ten wybór nie przynosi oczekiwanych efektów. Przeciwnie, prowadzi do tego, że Polska obecnie boksuje w wadze niższej niż ta, która wynikałaby z naszego potencjału, miejsca na mapie Europy. Staliśmy się graczem lżejszej wagi, a to niedobrze. – A może jest tak, że pewne sfery aktywności sobie odpuszczamy, żeby skoncentrować się na sprawach najważniejszych, na pozyskiwaniu funduszy unijnych… Pozyskiwać już nie ma specjalnie czego. Co było do pozyskania, jest pozyskane, teraz jest kwestia prawidłowego wykorzystania funduszy. Ale to już nie ma bezpośredniego związku z polityką zagraniczną. Natomiast pamiętajmy, że świat nie stoi w miejscu. W latach 2008-2009 czeka nas w Unii przegląd efektywności funkcjonowania głównych polityk europejskich, polityki strukturalnej i wspólnej polityki rolnej, przyjrzenie się funkcjonowaniu budżetu, na tzw. półmetku. Tu Polsce potrzeba będzie sojuszników, potrzeba będzie odpowiednio wczesnego przygotowania się do dyskusji. Sztuka boksowania – Europoseł PiS, Konrad Szymański, twierdzi, że Unia liczy się tylko z dwoma kategoriami państw – albo z silnymi, albo z troublemakerami. Musimy więc przyjąć ten drugi model. – Ale co to znaczy? Troublemaker to jest niewłaściwe określenie, troublemaker to ktoś, kto żyje na marginesie i nie jest uwzględniany w rzeczywistym procesie decyzyjnym. Jeżeli słyszę, że premier Kaczyński uważa, że trzeba zrobić wszystko, by nowe kraje członkowskie miały odpowiednie
Tagi:
Robert Walenciak