Europejskie liberum veto

Referendum konstytucyjne stało się dla Francuzów i Holendrów czymś w rodzaju hamulca bezpieczeństwa. W ogromnej większości uznali, że należy się sprzeciwić uchwaleniu konstytucji zjednoczenia europejskiego. Światowa prasa oraz media są pełne zgiełku wokół tych decyzji. Należy, moim zdaniem, powiedzieć rzecz następującą: to, co jest dobre dla poszczególnych krajów na krótką metę, rzadko bywa równie dobre w dłuższej perspektywie czasowej. Neutralni obserwatorzy zza oceanu uważają, że zjednoczenie Europy leży nie tylko w jej interesie. Stany Zjednoczone potrzebują obecnie lojalnego alianta, a co więcej, na Dalekim Wschodzie rozrasta się olbrzymi żółty moloch w postaci Chin, któremu rozbita Europa nie będzie mogła stawić czoła. Poszczególne narody tzw. starego kontynentu, a więc przede wszystkim Francuzi i Holendrzy, pragną ratować swoje doraźne interesy w obawie przed nieprzeniknioną przyszłością. Świat nie może jednak stać bez ruchu. Nowe czasy i warunki wymagają nowych decyzji. Odrzucona konstytucja europejska w samej rzeczy była przeciążona biurokratycznymi naleciałościami, nie ulega jednak wątpliwości, że jakiś rodzaj lepszego zwarcia Unii Europejskiej z nowymi państwami członkowskimi jest nieuchronny. Rzecz zapewne odwlecze się, ale ci, którzy głosowali „nie”, a zwyciężywszy w owej negacji, popadli w zbiorową euforię, zachowują się jak człowiek, u którego lekarze wykryli przypadłość domagającą się operacji, on jednak boi zdecydować się na zabieg. Zapewne każda operacja niesie ze sobą ryzyko, łatwiejsze do dostrzeżenia aniżeli korzyści, które może z czasem przynieść radykalny zabieg. Właściwie Europa Zachodnia, która od kilkudziesięciu lat już usiłowała złączyć poszczególne kraje, w końcu będzie musiała w taki czy inny sposób, po wprowadzeniu takich lub innych zmian w konstytucji, zewrzeć swoje szeregi. Na razie zapanowało wielkie zamieszanie, spotęgowane zawirowaniami na stanowisku niemieckiego kanclerza, które obejmie być może po raz pierwszy w historii Niemiec kobieta. Tak jednak porusza się nasz świat i nie widzę na to rady. Ktokolwiek pragnie spokoju, zastygnąwszy w bezruchu, z upływem czasu nieuchronnie zaczyna się cofać. 7 czerwca 2005 r. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Felietony