Szarlatani w Austrii mają się dobrze. Za energetyczne pierścienie ochronne i punkcje ziemi dostają tysiące euro z pieniędzy podatników Korespondencja z Wiednia Nowo budowany wiedeński szpital Krankenhaus Nord wydał 95 tys. euro z publicznych pieniędzy na analizę terenu, wykonaną przez badacza podświadomości. Dawny handlarz samochodów wyznaczył „pierścienie ochronne”, mające strzec obiektu przed złą energią. Zapewniał o „podnoszeniu wibracji na najwyższy możliwy poziom” i neutralizowaniu „nienaturalnych przepływów energii”. Dowcipnie skomentowała ten wydatek archidiecezja wiedeńska: „Poświęcenie wyszłoby taniej”. Podatnicy są wściekli, bo na razie odnotowano przepływy nie tyle energii, ile kasy. Do sprawy wyrzucania publicznych środków włączył się odpowiednik naszego rzecznika praw obywatelskich. Niektórzy decydenci z wiedeńskiego stowarzyszenia szpitali (KAV) zostali zwolnieni za takie zamówienia. Mają na sumieniu nie tylko wydatki na różne czary-mary, ale też opóźnienie otwarcia szpitala. Planowane na 2016 r., przesunęło się na 2019 r., a koszty budowy z 1,6 mld euro skoczyły do kwoty prawie dwa razy wyższej. Energoterapeuci, guru od promieniowania i różdżkarze mają w Austrii klawe życie. Choć naukowo nie udowodniono istnienia żył wodnych ani ziemskiego promieniowania, tęsknota za pozaziemskimi wpływami jest wielka. Szpitale nie pierwszy raz sięgają po wsparcie magów. Kosztownym epizodem może się pochwalić Karyntia – tamtejsza organizacja szpitali KABEG zapłaciła geomancie 27 tys. euro za analizę gruntu pod budowę kliniki w Klagenfurcie. Odnalazł tam „linie geomantyczne”, „strefy impulsów” oraz „centrum energii życiowej”. Na podstawie tego „studium” zrealizowano kolejny etap – litopunkturę ziemi (koszt 40 tys. euro). To rodzaj punkcji prowadzącej do uzdrowienia terenu właśnie, w czym mają też pomóc specjalne układy kamieni. Do dziś przy klagenfurckiej klinice stoją kamienne rzeźby rozmieszczone zgodnie ze wskazaniem geomanty. Bardzo popularne było też ulepszanie wody metodami zmarłego sześć lat temu Johanna Grandera. Dzięki urządzeniom jego pomysłu, zmieniającym zwykłą wodę w „ożywioną”, powstał biznes ulepszania wody w szpitalach, na basenach, w gminach i szkołach. Publiczne pieniądze popłynęły do paranaukowca. Tymczasem już w 2006 r. austriacki sąd wydał wyrok w sprawie Grandera i jego „ożywiania wody”: można je odtąd nazywać paranaukowym trikiem. Urządzenie kosztuje ponad tysiąc euro i było instalowane np. w szpitalach w Dolnej Austrii czy w Styrii. Jedne zarządy szpitali tłumaczą się dawnym stanem wiedzy, drugie usuwają szyldy „woda ożywiona” ze swoich placówek, ale inne publiczne instytucje są wierne wizji zdrowej wody. Dobrostan pacjentów najwyraźniej zależy nie tylko od stanu medycyny i opieki nad chorymi, ale i od niewidocznego promieniowania – takiego zdania są szefowie wielu ośrodków, szpitali, centrów rehabilitacyjnych. W ochronie przed promieniowaniem pomaga firma GeoWaves, dostarczająca do domów, mieszkań i instytucji falowane blachy. Stary wiedeński szpital Ottona Wagnera już w 2000 r. został wyposażony przez generalną dyrekcję KAV w te właśnie produkty, aby „wzmocnić energię własną, podnieść jakość pomieszczeń i zharmonizować geopatyczne strefy uskokowe”. Centrum rehabilitacji w Bad Schallerbach, ośrodek jednej z ubezpieczalni emerytalnych, zakupiło blachy wspomnianej firmy „przeciw żyłom wodnym, polu magnetycznemu i zakłóceniom wynikającym z budowy ziemi”. Produkt ma ponoć także działanie antystarzeniowe – może odmłodzeni emeryci byliby dowodem na dobroczynne działanie blach. „Chorobotwórczy elektrosmog” z telefonów komórkowych jest z kolei pożywką dla producentów neutralizatorów promieniowania. WaveEx proponuje np. naklejki, które czynią pole elektromagnetyczne bioznośnym. 25 euro za sztukę. Stowarzyszenie Informacji Konsumenckiej ostrzega, że za tymi twierdzeniami nie stoją żadne dowody naukowe, ale firma w prezencie wysyła naklejki gminom. I są tacy burmistrzowie, którzy w trosce o zdrowie mieszkańców tworzą strefy „zdrowego WLAN”, jak Gerasdorf pod Wiedniem czy Blindenmarkt. Producenci i sprzedawcy to jedno, ale martwi, że na podobne zakupy decydują się instytucje, których działalność oparta jest na wiedzy naukowej. A Ulrike Schiesser z austriackiego Urzędu ds. Sekt obawia się, że ezoteryka otwiera pole różnym teoriom spiskowym. Poza tym, jak widać, dużo kosztuje. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint