No to Jarosław Kaczyński popsuł Zbigniewowi Rauowi dzieło życia, do tego nazwał go „urzędnikiem”. Ha, ha… Wszyscy to wiemy – rząd planował rewolucję w przyznawaniu wiz, także (a może przede wszystkim) pracowniczych. Było w tej sprawie już przygotowane rządowe rozporządzenie, które, gdy wybuchła awantura, Kaczyński w popłochu wycofał. Idea rozporządzenia była prosta – Polska szykowała się do sprowadzania pracowników z krajów Azji. Ponieważ chodziło o setki tysięcy ludzi – zezwoleń na pracę miało być udzielanych do 400 tys. rocznie – a takiej liczby wiz polskie placówki konsularne nie byłyby w stanie wydawać (bo trzeba by wysłać za granicę dziesiątki ludzi, wynająć im tam biura i mieszkania), wymyślono outsourcing. W tym systemie wnioski wizowe zbierać miały firmy zewnętrzne, miejscowe, autoryzowane przez polskie MSZ. To one miały je selekcjonować, porządkować, a następnie przesyłać do Polski. Dodajmy, że nie jest to jakaś nowość, podobna praktyka jest stosowana w odniesieniu do Białorusi, co wymusiły działania Łukaszenki, który zaczął wyrzucać polskich dyplomatów i sparaliżował pracę naszych konsulatów. Ale tym razem skala przedsięwzięcia miała być zdecydowanie większa – chodziło o 20 państw, w zdecydowanej większości azjatyckich. Stamtąd mieli przyjeżdżać do Polski pracownicy i studenci. Teraz Jarosław Kaczyński z tego wszystkiego się wycofuje, bo Tusk zrobił awanturę. Tłumaczy zaś tę rejteradę tym, że była to tylko błędna urzędnicza inicjatywa. Nie jest to zgodne z prawdą. Ten outsourcing nie był prostą „urzędniczą inicjatywą”, potężne przedsięwzięcie realizowano na najwyższym rządowym szczeblu, przygotowywano od wielu miesięcy. Rząd i Ministerstwo Finansów dały na to pieniądze, a MSZ wzięło na siebie sprawy organizacyjne. I gdy mówimy o outsourcingu, to miejmy świadomość, że jest jeszcze drugi koniec łańcucha, czyli ci, którzy wizy ostatecznie wydają. Postanowiono więc, że w ramach MSZ powstanie specjalna komórka, Centrum Decyzji Wizowych, które będzie przyjmowało napływające elektronicznie wnioski z 20 państw Azji, m.in. z Indii, Arabii Saudyjskiej, Iranu, Pakistanu, i wydawało wizy. To centrum umieszczono w Łodzi, mieście Zbigniewa Raua. Ba! 17 kwietnia została uroczyście podpisana umowa o jego ulokowaniu w kompleksie Monopolis. Minister Rau, wygłaszając okolicznościowe przemówienie, mówił, że „Polska staje się coraz bardziej atrakcyjnym krajem dla cudzoziemców pochodzących z państw, z którymi nie mamy umowy o rezygnacji z ruchu wizowego”, i z powodu tej „atrakcyjności” tworzą się w konsulatach kolejki w wydawaniu wiz. Nie wspomniał jednak, że ta atrakcyjność to efekt tego, że jesteśmy w Unii Europejskiej, tylko wołał: „Pomyślmy np. o polskim biznesie czy uczelniach. To znakomite ułatwienie oraz oszczędność, bo utrzymanie dobrze opłacanego pracownika w łódzkim Centrum to zupełnie coś innego niż utrzymanie konsula na miejscu”. Dlatego, by odblokować zatory wizowe, zdecydowano się na utworzenie CDW. Czyli fabryki wiz, bo – jak ogłosił Rau – do końca bieżącego roku ma ono zatrudniać 20 osób, a do roku 2025 – aż 160. No to teraz ta fabryka będzie miała przestój… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint