„Fakty” kontra „Wiadomości”

„Fakty” kontra „Wiadomości”

Dzień, w którym „Czterej pancerni i pies” ratowaliby TVN od bankructwa, byłby dniem największego triumfu mediów publicznych Na polskim rynku medialnym toczy się wojna, która w zadziwiający sposób odbija się na ekranach telewizorów. Otóż co pewien czas w emitowanych przez TVN „Faktach” pojawiają się dane mające świadczyć o tym, że ów program informacyjny pokonał w pojedynku na oglądalność „Wiadomości” telewizji publicznej. Na te słowa redaktorzy sztandarowego dziennika TVP odpowiadają liczbami mającymi udowodnić, że tak nie jest. I wtedy ze strony „Faktów” następuje odwet: najpotężniejsze działo, jakie mają w swoim wyposażeniu dziennikarze stacji Waltera, to informacje o pokryciu sygnałem kraju, które w przypadku telewizji publicznej wynosi 100% powierzchni, a TVN około 85%. Wprawdzie znawcy przedmiotu podkreślają, że te 15% to raczej „medialne nieużytki”, tereny słabo zamieszkałe i niemogące z tego powodu w zasadniczy sposób wpłynąć na procent oglądalności, ale kuglowanie liczbami ma swoją wymowę. Zwłaszcza jeżeli poda się je w sosie, którego głównym składnikiem jest poniżanie konkurenta, umniejszanie jego wiarygodności i ośmieszanie. Nie zamierzam udowadniać, że „Wiadomości” to program idealny. Nie będę jednak tego rozwijał, ponieważ mam taką zasadę, że będąc pracownikiem TVP, uwagi krytyczne kieruję do jej szefów, a nie wynoszę na zewnątrz. Bardziej interesuje mnie tło tej walki. Marzenia Mariusza Waltera Pod jednym względem Mariusz Walter jest człowiekiem niespełnionym – bardzo chciał być szefem telewizji publicznej. I tak naprawdę niewiele brakowało, by w pierwszej połowie lat 90. nim został. Powszechnie doceniano jego talenty menedżerskie, wiedziano, że jego magia ma taką moc, iż potrafi skupić wokół siebie utalentowanych ludzi, którzy nie dbając o własny interes, będą się prześcigać w podsuwaniu mu pomysłów, a on umiejętnie będzie je kupował i wdrażał, budując mit Wielkiego Maga Telewizji. Plusem Waltera było także to, że odszedł z TVP na fali politycznych czystek stanu wojennego. W oczach niektórych nadawało mu to wprawdzie blade, ale jednak jakieś stygmaty człowieka niepoddającego się reżimowi. Nominacja na szefa Radiokomitetu, a później telewizji publicznej wydawała się oczywistością. Lecz przeszkodzili temu ortodoksi postsolidarnościowi. Cokolwiek by powiedzieć, Walter swoim nazwiskiem firmował jedno z najbardziej spektakularnych przedsięwzięć umoczonej w propagandę sukcesu telewizji polskiej lat 70. – Studio 2. Błyskotliwie realizowane i redagowane zostało zapamiętane jako miejsce, gdzie rzeczywistość wirtualna triumfowała nad prawdą owych lat. Polska jawiła się w nim jako elegancki salon pełen wytwornych ludzi, którym się powiodło, światowej sławy artystów, najświeższych hitów filmowych itd., itp. Nawet jeśli ten skrótowy obraz Studia 2 jest krzywdzący dla jego twórców, podejmujących także tematy i sprawy wręcz dramatyczne, to nie one utkwiły w umysłach tych, którzy z PRL mieli na pieńku. I dlatego Mariusz Walter nie tylko nie otrzymał upragnionego stanowiska, ale także długo koncesji na swoją stację prywatną. Dostał ją wtedy, kiedy widać było, że jest bardzo zmęczony wieloletnią walką o zaistnienie w eterze. I choć od razu przystąpił do ofensywy, robiąc z TVN stację dublującą częściowo ofertę TVP, szybko został przywołany do porządku przez trzymających kasę – prywatny odpowiednik telewizji publicznej nie wygrywał tego pojedynku. Ostatnim akordem tęsknot za szefowaniem medium publicznemu jest lansowanie przez Waltera postulatu, by TVN otrzymywała część wpływów z abonamentu za uruchomienie i prowadzenie kanału informacyjnego. Walter twierdzi, iż to jest spełnianie misji, a więc pieniądze mu się należą. Pomysł, by za czysto komercyjne przedsięwzięcie, jakim jest sprzedaż towaru w postaci informacji i publicystyki, dostawać część wpłat od obywateli, jest godny medialnego Nobla. „Big Brother” u źródeł Ci, którzy z entuzjazmem wypowiadają się o „Faktach” czy TVN 24, nie zauważają, że oba te przedsięwzięcia mają czysto komercyjny charakter. Programy realizowane są bardzo profesjonalnie. Rzecz w tym, że główny magazyn informacyjny TVN to elegancki tabloid i nic więcej. Liczy się nie ciężar gatunkowy sprawy, ale to, czy będzie ją można sprzedać w aurze efektownie opakowanej nadzwyczajności. Jeśli tego nie da się osiągnąć, nie ma sensu zajmować się tematem. Zaś istotą kanału informacyjnego królestwa Waltera jest sensacja, wielokrotnie sztucznie podgrzewana i rozdmuchiwana. Trudno w tym nie znaleźć powiązania ze sztandarowym widowiskiem tej stacji, jakim był „Big Brother”. Podstawowym czynnikiem skłaniającym ludzi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 30/2003

Kategorie: Media