Fanatyk bezprawia

Prawo nie wyznacza Mariuszowi Kamińskiemu ram postępowania, jest dla niego przeszkodą Mariusz Kamiński przejdzie do historii. To pewne. Przejdzie jako klasyczny przykład kariery polityka polskiej prawicy. Bohater opowieści o tym, jak studenci w trampkach i flanelowych koszulach marzą o lepszej i sprawiedliwej Polsce, potem wchodzą do aparatu władzy i psują im się charaktery. Jak używają tego aparatu, żeby niszczyć przeciwników. No i dobrze zarabiać. Tak kończy się rewolucja, a zaczyna pałowanie. Czy tak musiało być? Z daleka od stanowisk Nie brakuje sygnałów, że Kamiński powinien być trzymany z dala od życia publicznego. Jeszcze jako młody chłopak, po studiach, na początku lat 90., próbował dostać się do Urzędu Ochrony Państwa. Ale się nie dostał, oblał testy. On sam temu zaprzecza, twierdzi, że do żadnego UOP nie startował. Ale jakoś bez przekonania… Warto pamiętać – działo się na początku lat 90., UOP był nową służbą, otwartą właśnie na takich ludzi jak Kamiński – młodych działaczy NZS, Solidarności, Ruchu Wolność i Pokój. A że był nową służbą, to i testy traktowano poważnie. Zwłaszcza że dotyczyły one predyspozycji psychicznych. Jeżeli Kamiński je oblał, to znaczy, że naprawdę nie powinien dostawać do ręki pewnych narzędzi. I drugi sygnał, tym razem z marca 2015 r. To wtedy sąd skazał Kamińskiego, jego zastępcę Macieja Wąsika i dwóch funkcjonariuszy CBA w sprawie tzw. afery gruntowej z 2007 r. CBA próbowało wówczas dowieść, że minister rolnictwa Andrzej Lepper może odrolnić ziemię za łapówkę. Prokuratura badała, czy CBA podczas działań nie przekroczyło prawa. Czy miało podstawy, by rozpocząć tajną operację przeciwko wicepremierowi i ministrowi rolnictwa, czy przeciwnie – funkcjonariusze znaleźli frajerów, których podpuszczali, a potem wręcz zmuszali do przestępstwa. Prokurator doszedł zresztą do takiego wniosku i zażądał dla Kamińskiego kary roku pozbawienia wolności, z zawieszeniem na lat pięć, oraz czteroletniego zakazu pełnienia funkcji publicznych. I cóż się okazało? Sąd wyrok podwyższył. Przewodniczący trzyosobowemu składowi  sędziowskiemu Wojciech Łączewski skazał Kamińskiego na trzy lata więzienia i dziesięcioletni zakaz pełnienia funkcji publicznych. „Mariusz Kamiński twierdził, że motywacją działania była walka z korupcją, której obiektywnie w Ministerstwie Rolnictwa nie było, a na pewno nie było na to poszlak czy dowodów. Czyn zabroniony (…) został »wyprodukowany« przez aparat państwa – czytamy w uzasadnieniu. – Poddanie prowokacji osoby pozbawionej uprzednio predylekcji do popełnienia czynu zabronionego jest niedopuszczalne w demokratycznym państwie”. Sąd zaznaczył też, że sądził Kamińskiego nie za życiorys, ale za to, jak kierował CBA w tej sprawie: „Zachowywał się jak osoba stojąca ponad prawem, bo zlecał czynności, o których już w początkowym okresie funkcjonowania CBA był informowany, że przeprowadzić ich nie może. Świadomie nie stosował przepisów ustawy o CBA”. Innymi słowy – Kamiński dowiódł, że nie powinien zajmować stanowisk kierowniczych w państwie. Że prawo nie wyznacza mu ram postępowania, ale jest dla niego przeszkodą. I że nie ma zahamowań, jeśli chodzi o nasyłanie na przeciwników politycznych podległych sobie służb i konstruowanie prowokacji. Ten wyrok nie został uchylony ani zmieniony. Zanim się uprawomocnił, prezydent Andrzej Duda ułaskawił Kamińskiego i jego podwładnych. Szambo, które wybiło A jak zakwalifikować niedawną konferencję prasową, na której wystąpił razem z ministrem obrony Mariuszem Błaszczakiem i komendantem Straży Granicznej? Kamiński zdecydował się na rzecz w cywilizowanym świecie niespotykaną – epatował dziennikarzy kadrem z filmu o treści zoofilskiej, pochodzącym rzekomo z karty pamięci, którą funkcjonariusz Straży Granicznej znalazł w lesie. Potem okazało się, że był to fragment starego filmu pornograficznego, rozpowszechnianego na kasecie VHS – w Polsce. W normalnym kraju po takiej konferencji minister zostałby zdymisjonowany, nim zdążyłby wrócić do swojego gabinetu. I za pokazywanie pornografii, i za łopatologiczną próbę wmawiania Polakom, że uchodźcy to dewianci, terroryści, ludzie, którzy niosą zło. I to w sytuacji, kiedy kamery ich pokazują i widzimy wśród nich kobiety, dzieci, młodych ludzi. Oto szambo w czystej postaci: pornograficzne zdjęcia, kłamstwa i szczucie na innych ludzi, wmawianie nam, że to najeźdźcy, terroryści, pozbawieni ludzkich cech. Jak więc wytłumaczyć, że Kamiński nadal jest na stanowisku? Ba! żadna dymisja mu nie grozi. O braku zahamowań u Kamińskiego świadczy również inna operacja – zakup domniemanej willi Kwaśniewskich w Kazimierzu. Żeby uruchomić kosztującą wiele milionów … Czytaj dalej Fanatyk bezprawia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu

Porównaj dostępne pakiety