Fatalne skutki zwłoki
Zapiski polityczne 15 lutego 2003 r. Muszę tym razem wcześniej niż zazwyczaj napisać kolejny felieton, gdyż w normalne autorskie dni będę w Brukseli, wypełniając obowiązki wobec Rady Europy. Całe rano „śledziłem śledztwo” prowadzone wobec Adama Michnika w coraz mętniej prezentującej się sprawie zwanej Rywingate, a czasami i Michnikgate, co jest konsekwencją fatalnego błędu, jaki mądry zazwyczaj Adam popełnił, zwlekając przez wiele miesięcy z zawiadomieniem prokuratury o niewątpliwym – jak się jeszcze wdaje – przestępstwie. Czemu zwlekał tak długo? Nie uważam, iż jego tłumaczenia wystarczają, by zrozumieć to opóźnienie. Jestem raczej skłonny przypuszczać, opierając się nie na konkretnych faktach, lecz na znajomości życia, że jeśli pomiędzy dwoma ludźmi interesu coś się ciągnie, to znaczy, że oni o coś się targują. Co było przedmiotem targów tym razem? Zapewne jakieś pieniądze. Jakie i dla kogo? Powołana przez Sejm Komisja Śledcza nawet nie próbuje tego wyjaśniać, gdyż jej członków interesują raczej polityczne aspekty sprawy niż jej sedno, czyli pieniądze. Agora była niewątpliwie zainteresowana możliwością powiększenie swego imperium medialnego, już i tak – jak na polskie warunki – gigantycznego. Czy to był dobry dla Polski zamysł? Ja cenię „Gazetę Wyborczą”, czołowy produkt Agory, za niezwykle wysoki poziom publikacji. Tak wysoki, że prawie się nie widzi konkretnych interesów partyjnych, jakie ta gazeta prezentuje w dobrze uszytym zamaskowaniu. W Polsce w ogóle nie ma w tej chwili naprawdę wolnej prasy czy, mówiąc ogólniej, mediów drukowanych. Lepiej jest z publicznym radiem i takąż telewizją, wbrew popularnym oskarżeniom. Znaczna część mediów drukowanych jest w obcych rękach. To nie zawsze są czyste ręce. Wiele pism prowincjonalnych i centralnych nie jest mniej krępowanych przez wydawców, niż to było za nieboszczki komuny. Ingerencje są mądrzej kamuflowane. Mniej się skreśla niebezpiecznych słów, ale terror personalny, czyli odbieranie niezależności dziennikarzom, jest taki sam albo nawet większy. Prywatny wydawca jest mniej ograniczany naciskami związków zawodowych i organizacji twórców prasowych, niż to było dawniej. Tak w każdym razie słychać, gdy się przyłoży ucho do prywatnych rozmów. Media są, krótko mówiąc, polityczne, by tak nazwać oględnie sytuację. To skrępowanie sprawia, że wszelka koncentracja mediów jest dla i tak ograniczonej wolności niekorzystna. Nie jest dobrze, gdy czytelnicy i autorzy są sterowani przez jakieś centra decyzyjne. To zagrożenie – jak sądzę – było przyczyną zamieszczenia w projekcie ustawy ograniczeń dla rozrostu imperiów medialnych, takich jakim mogłaby się stać Agora po nabyciu telewizji Polsat w uzupełnieniu potężnego kompletu już posiadanych rozgłośni radiowych i gazet prowincjonalnych. Ludzie Agory staliby się dyktatorami pewnej poprawności politycznej Polaków. Wrócilibyśmy zatem do tego, co było, z tą różnicą, że teraz wszelkie ujednolicenie dozwolonego myślenia miałoby bardziej eleganckie opakowanie, co mogłoby – od wielkiej biedy – stwarzać pozory demokracji. Nie zapominajmy, że spora część znaczących ludzi Agory to dzieci poprzedniej władzy. Rozszyfrowanie prawdziwych nazwisk mogłoby wiele wyjaśnić. Wyznam, że wolałbym – z dwojga złego – być pod ich kuratelą niż pod władzą neototalitarnej partii wpływowych braci, o Samoobronie nie wspominając. Nie jest obojętny fakt, że pokolenie kierujące obecnie mediami składa się przeważnie z ludzi kształtujących swą mentalność w systemie totalitarnym, przeto marzy im się raczej ucywilizowana niewola niż pełna wolność publikacji medialnych. Wróćmy do Rywingate. Powołano Komisję Śledczą. Zaczęła źle. Zażądała, by obecny szef telewizji publicznej, pan Kwiatkowski, zrezygnował czasowo z pełnienia tej funkcji. Na jakiej podstawie prawnej? Na podstawie zeznań jednego świadka, Adama Michnika, czyli kogoś wplątanego w całą aferę, co ma swoje skutki prawne. Na szczęście Rada Nadzorcza TVP odrzuciła to bezpodstawne żądanie. Druga wpadka to skandal w Lidze Polskich Rodzin, której ponoć czołowe osobistości próbowały usunąć z komisji posła Kopczyńskiego, posługując się karalnymi groźbami, jak twierdzi ten pan, z zawodu adwokat, przeto wie, co mówi. Poszło o łagodne potraktowanie przez tego reprezentanta LPR osoby Adama Michnika. Ten skandal – a jest tego być może więcej, czas pokaże – ujawnia, jak trudno w tym Sejmie wyłonić małą grupkę,