Nie będę ukrywał, że przecież można było (teoretycznie) wybrać inną ścieżkę niekariery i niedorozwoju niż te całe niby-media. Mówiąc bez ogródek, kołacze mi się po głowie wariant bandziorski, myśl moja krąży wokół bogactwa form przestępczych, żadne tam kary rzecz jasna lub ich zaostrzanie nie robią wrażenia. Piniądz przychodzi szybko, adrenalina przyjemnie masuje głowę i członki, wyobraźnia pracuje, nowych umiejętności warto się uczyć, więc właściwie dlaczego by nie? A jak jeszcze ktoś fascynuje się polityką, taką prawdziwą, że o coś innego walczy niż o odprawę w spółce skarbu państwa, premię za budowę rakiety kosmicznej w polu ziemniaków – to może połączyć przyjemne z pożytecznym i sobie trochę poterroryzować. A małoż to wzorców godnych naśladowania? No i jak po raz kolejny człowiek sobie jeszcze uzmysłowi, że jest w Polsce, gdzie jest polska policja, rządzona przez ministra skazanego na więzienie za grube przestępstwa, kiedy był poprzednio takim samym ministrem, to nie bardzo właściwie odnajduję argumenty przeciw. I wtedy, całe na biało, wchodzą ogólnopolskie ćwiczenia antyterrorystyczne pod wezwaniem św. FBI, bo z CIA już nasi potańcowali na odcinku „tortury zamiast sądów”, „podtapianie zamiast dowodów”, „usługi zakazane w USA – chętnie i niedrogo (za to w gotówce i w kartonach, żeby później księgowa mogła w siatach wynieść) świadczymy”. A potem niech państwo płaci odszkodowania. Więc ostatnio takie wiekopomne manewry służb, sił tajnych i co najmniej dwupłciowych, przetoczyły się przez ojczyznę Kościuszki. Jak jeszcze lepiej sparaliżować sparaliżowane miasto – FBI doradzi (obawiam się, że wcale nie tak tanio, ale co tam drążyć temat). Udało się zapobiec godnemu uczczeniu 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, ale korzyści też były. Kiedy obok siebie stali prezydent Izraela i prezydent Niemiec (i podobno jeszcze Andrzej Duda, który, pamiętając o akcentach antysemickich użytych podczas jego kampanii wyborczej przez podporządkowaną ślepo PiS telewizję „publiczną”, powinien do końca życia nie mieć czelności stanąć w tym miejscu), upamiętniając i prosząc o wybaczenie (Steinmeier) za zbrodnie Zagłady Żydów, której jednym z ostatnich krwawych akcentów była walka w getcie warszawskim, minister – tak, tak, kiedyś nie będzie można w to uwierzyć – kultury wsunął prezydentowi Niemiec list z rządowymi oczekiwaniami reparacji wojennych dla Polski od Niemiec. W tym momencie. To jest poza skalą. Ale wracam do ćwiczeń antyterrorystycznych w kraju bez terroryzmu, nie licząc tych prób w ostatnich latach, jak przypomniał Przemysław Witkowski, kiedy korwinista groził, że wysadzi autobus we Wrocławiu, fascynat Breivika Brunon Kwiecień budował albo nie bombę i chciał iść z nią na Sejm, kominiarz spod Olsztyna i nacjonalista neopoganin też swoje planowali. Podobnie jak niesłusznie zapomniane sakramentalne polskie i katolickie małżeństwo, które o mały lont nie zdetonowało realnej bomby podczas parady równości w Lublinie w imię ewangelii, miłości bliźniego i Polski Maryi Królowej Polski. No i jeszcze zabójca prezydenta Pawła Adamowicza mógłby się tu pojawić. Może to i niewiele, ale wzorzec czytelny: prawica, skrajna prawica, jeszcze bardziej skrajna polska, narodowa, katolicka prawica. Tyle rzeczywistość. Ale nie w naszych manewrach. W poznańskim wariancie wyrafinowanej gry miejskiej pod kryptonimem „Wolf-Ram-23” (wolf, rozumiecie, to po niemiecku wilk, życie prawem wilka, niezłomni, wyklęci, nie wykluci) terrorystą okazała się samotna kobieta w muzułmańskim hidżabie, która krzyczała jak szalona, z oczu płynęła jej krew i miała mieć na sobie pas szahidki z bombą biologiczną. Dostaliśmy zatem pełen pakiet amerykańskich mokrych snów z czasów „wojny z terroryzmem” – muzułmanin terrorysta, i to w postaci opętanej kobiety (co za potworność). Nie rozumiem tylko, dlaczego w tej islamofobicznej szopce nie wstąpił jakiś oddział katolickich egzorcystów Piorun Boży czy coś. Widocznie Amerykanie mają wciąż potrzebę uzasadniania niczym nieuzasadnionej interwencji w Iraku i w Afganistanie (Saddam ma broń biologiczną – zapewniał kłamliwie Colin Powell, generał i sekretarz stanu USA, na forum ONZ). A Polacy uszy po sobie, jak ruki po szwam. Pamiętacie, jak w zimnowojennym dowcipie Amerykanie zrzucili nad ZSRR swojego tajnego agenta, który rosyjskim władał jak Lermontow, Puszkina znał na pamięć, grał na harmoszce niczym wirtuoz, hołubce wycinał i spirytus bez zmrużenia oka pił szklankami jak Sokołow (grany przez Bondarczuka) w „Losie człowieka” według