Protestujący górnicy z kopalni Kazimierz-Juliusz odnieśli sukces tylko częściowy i tymczasowy W obszernym holu głównej siedziby kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu jest otwarta kapliczka, a raczej ołtarz. Stoi tam figura Matki Boskiej i drewniany krzyż z bryłą węgla w środku. Na krzyżu napis: „Módl się, ufaj mi, rób swoje”. Żaden z górników, ani wracających z pierwszej szychty, ani zmierzających na drugą zmianę, nie żegna się, przechodząc obok. Za to co drugi sięga po tygodnik śląsko-dąbrowskiego NSZZ „Solidarność” leżący przy wejściu. Może tak jest zawsze? A może tylko teraz, w tych burzliwych dniach i tygodniach? Bo dla ponad 900 górników ostatniej w Zagłębiu Dąbrowskim kopalni węgla kamiennego ten czas to twarde konkrety po zaciętych protestach, nie wzniosłe apele do nadprzyrodzonych sił. Może i ufają, ale bardziej „zrobili swoje”, dla siebie i swojej kopalni, której początki sięgają XIX w. Niepewna przyszłość Na pierwszy rzut oka wyszło im całkiem nieźle. Gdy zarząd kopalni, spółki zależnej Katowickiego Holdingu Węglowego, na początku września ogłosił, że do końca miesiąca zamknie kopalnię, górnicy wyszli na barykady. A raczej zeszli pod ziemię. – Na początku zjechałem sam – mówi Paweł Widyna, przewodniczący zakładowej delegatury związku zawodowego Sierpień 80. Opowiada spokojnie, tylko gdy relacjonuje protest i jego skutki, nie kryje żalu. – W sumie 140 chłopaków się poświęciło i było cztery dni pod ziemią, a mimo to część z nich została teraz przeniesiona do innych kopalń. A trochę zaryzykowali – zarząd spółki groził konsekwencjami dyscyplinarnymi i finansowymi, dopiero później wycofał się z tego. Związkowiec Widyna, z 30-letnim stażem pracy, z tego 23 lata na ścianie, ostro krytykuje kolegów, którzy nie walczyli, za to najmniej stracili na przetasowaniu. W porozumieniu zawartym 27 września, do którego włączyła się także strona rządowa, odroczono zamknięcie kopalni i uregulowano kwestię obciążonych mieszkań zakładowych. Obiecano również dofinansowanie w kwocie 280 mln zł z budżetu państwa, pieniądze będą przeznaczone na uregulowanie zobowiąząń i likwidację kopalni. Odpowiednia ustawa została uchwalona przez Sejm w zeszłym tygodniu, zawiera ona także zakaz obrotu węglem niespełniającym norm jakościowych. Ma to doprowadzić do ograniczenia importu rosyjskiego węgla i polepszyć sytuację polskich kopalń. Ale już od 1 października połowa górników z Kazimierza-Juliusza została przeniesiona do innych kopalń KHW. Kopalnię przejmie Spółka Restrukturyzacji Kopalń i stopniowo ją zlikwiduje. – Około 500 górników zostanie tutaj i będzie wydobywać węgiel do wyczerpania złóż – wyjaśnia Bogdan Soczek, inżynier i zarazem zastępca rzecznika kopalni. Kiedy złoża się wyczerpią? – Tego dziś nie wiemy, może w maju 2015 r., może pod koniec przyszłego roku – mówi Soczek. I podkreśla ważny element zawartego porozumienia. – Jest tam klauzula, że będziemy wydobywać pod warunkiem opłacalności, więc jeżeli będzie to ekonomicznie uzasadnione. Gdy dojdziemy do takiego etapu, że potrzebne będą dodatkowe nakłady finansowe i zatrudnienie dodatkowych ludzi, a efekt będzie niewielki, pewnie zostanie podjęta decyzja o wygaszeniu wydobycia. Dlatego w kopalni wciąż wrze – mimo częściowego zadowolenia z zachowania miejsc pracy i zapewnienia mieszkań zakładowych. – Nigdzie nie jest zapisane, co to „ekonomicznie” ma konkretnie oznaczać – denerwuje się jeden z górników. – Nie zapisano żadnego planu wydobywczego, czyli mogą zamknąć kopalnię, kiedy chcą. Węgiel dobry, ale drogi Zarówno on, jak i Paweł Widyna zaprzeczają, że wydobycie w Kazimierzu-Juliuszu jest droższe niż w innych kopalniach KHW. – Nigdy nie przynosiło strat – przekonuje Widyna. – Samo wydobycie nie jest droższe. Nie wiem, kto stwierdza, że jest nieopłacalne. Problem stanowi to, że nagle zniknęły pieniądze. Głowy poleciały nie bez powodu. Widyna nawiązuje do zdymisjonowania przez radę nadzorczą prezesa KHW Romana Łoja. Pełniącym obowiązki prezesem został Zygmunt Łukaszczyk, były wojewoda śląski, a holding ogłosił konkurs na nowego prezesa. Według szefa rady nadzorczej Jana Klimka, powinien nim zostać menedżer wizjoner. Czeka go nie lada zadanie – doprowadzenie kopalń do rentowności, o czym mówiła w exposé premier Ewa Kopacz. Wyjaśnienie kwestii opłacalności jest trudne, także w Kazimierzu-Juliuszu. – Różnimy się od innych kopalń systemem wydobywczym. Tam dominuje wydobycie ścianowe.
Tagi:
Jan Opielka