Felieton w genach – rozmowa z Danielem oraz Agatą Passent

Felieton w genach – rozmowa z Danielem oraz Agatą Passent

Jesteście z Żoliborza. Daniel Passent: – Ja się czuję żoliborzaninem, Agatka raczej jest patriotką „kwadratu” – placu Unii Lubelskiej, Rozdroża i okolic. Agata Passent: – Poza biegunem zimna, Kabatami, wszędzie w Warszawie czuję się dobrze. Czujecie się warszawką? DP: – Chyba nie. Ja już nie bywam… AP: – Tata nie bywa, bo wszyscy bywają u niego, to jest ten wyższy poziom. Agata mnie wysłuchuje, ale nie słucha To fatalnie być córką, w której ojciec ulokował swoje ambicje, marzenia? AP: – Fatalnie mieć takie stereotypy w głowie! Nie zadał pan pytania, czy fajnie mieć ojca inteligentnego, błyskotliwego, na którym można się wesprzeć. A mam szczęście, że mam takiego tatę, z którym mogę się przyjaźnić, rozmawiać, dowcipkować, a jednocześnie mieć w nim oparcie. To nie jest kumplowanie, to nie ten układ. Myślę, że tata ode mnie sporo wymaga, ale ja od taty też. DP: – To jest nieprawdziwe przekonanie, że Agata miała wszystko ustawione. Myślę, że raczej miała w domu dobre wzorce. Rodziców, którzy pracują, tworzą, są zaangażowani w to, co robią. Natomiast nie była do niczego przymuszana. Raczej usiłowaliśmy wzmacniać jej pasje. Jeśli nie chciała grać na pianinie, to nie grała. Jeśli chciała grać w tenisa, bo od dziecka zdradzała talenty sportowe, to grała. Proszę pana, gdyby Agata spełniała to, czego ja sobie życzę, to na pewno nie byłaby dziennikarką. AP: – I raczej byłabym wysoką blondynką DP: – Co to – to nie. Ładniejszej nie ma! Ale nie byłaby dziennikarką… AP: – Może bym mieszkała gdzieś w Stanach… DP: – Tak! Zostałaby w Stanach. Namawiałem ją po studiach, gdy ukończyła Harvard i wszystkie drzwi były przed nią otwarte, żeby kontynuowała tam naukę. A Agata – przeciwnie. Chciała wrócić do Polski i wróciła. Więc widzi pan… Ona mnie wysłuchuje, ale nie słucha! To chyba dobrze? DP: – Agata jest wspaniałą córką, świetnie się rozumiemy, jest bardzo opiekuńcza. Nasza rodzina jest zwarta. Choćby z racji Okularników, Fundacji im. Agnieszki Osieckiej, którą Agata założyła, w której moja żona pracuje, a której ja kibicuję. Mamy codzienny kontakt. To wielkie szczęście dla rodziców mieć codzienny kontakt z dorosłymi dziećmi. AP: – Są różne wzorce wymagającego ojca. Na przykład taki, który przychodzi późno po pracy do domu i ma 10 minut na zabawę z córką. A jednocześnie wymaga od niej nie wiadomo czego. Albo jest niesamowicie oschły, na zasadzie: dziecko, nie przeszkadzaj mi, bo czytam. Dzieciństwo wielu osób tak wyglądało. A pani? AP: – Teraz jest moda na podkreślanie, jacy to genialni są ci tatusiowie, którzy umieją bawić się z dzieckiem, wciąż się opowiada, jaki to wielki zwrot nastąpił w społeczeństwie, że teraz tatusiowie są bardziej zaangażowani. Dla mnie to coś absolutnie oczywistego, bo ja miałam takiego tatę. Który się poświęcał dla dziecka? AP: – Ależ nie! Nie było żadnej kwestii poświęcania! Po prostu tata jest niesamowicie rodzinny. W związku z tym nie walczyłam o czas spędzony z ojcem. Teraz sama mam dziecko, tata jest dziadkiem, i z opowieści taty wnioskuję, że on czerpał i czerpie większą radość z rodzicielstwa niż ja. Naprawdę? AP: – Ja często odbieram rodzicielstwo negatywnie. Zauważyłam to w felietonach, które piszę o dzieciach – że jest to obowiązek, że są głośne, że ciągle chorują, że ciszy w domu nie ma, a wiemy, że ludzie piszący lubią, żeby było trochę spokoju. A kiedy tata wspomina swoje ojcostwo, to podkreśla, jak to pięknie mieć dzieci i jaki to był piękny okres w jego życiu! Kłania się syndrom dojrzałego ojca… DP: – Sam jestem dzieckiem Holokaustu, nie miałem rodziców, więc dla mnie rodzina i dom mają ogromne znaczenie w hierarchii wartości. To wszystko, czego sam nie dostałem, chciałem dać córce, a teraz – wnukom. To tłumaczy moje zachowanie. AP: – Tata jest domatorem, kocha dom… DP: – O mnie w Ameryce, kiedy byłem sam z sześcioletnią Agatką, mówiono, że jestem Jewish Father. W Ameryce Jewish Mother to symbol matki nadopiekuńczej. Ja byłem taką matką. Gdy byłem w Izraelu, słyszałem z kolei, że jest tam powiedzenie „polska mame”, które znaczy dokładnie to samo, co w Ameryce Jewish Mother. I dla jego zilustrowania mówiono tak: normalna matka, gdy dziecko płacze, woła: Przestań płakać, bo cię zabiję! A „polska mame”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2011, 2011

Kategorie: Wywiady