Na tegorocznym Lecie Filmowym w Kazimierzu widzowie nudzili się na odgrzewanych filmach i miałkich dyskusjach „Wszystko już było – rzekł Ben Akiba”, śpiewali kiedyś artyści w finałach „Kabareciku Olgi Lipińskiej”. Mogliby to samo zanucić w przypadku większości propozycji programu 8. Lata Filmów w Kazimierzu. W tym roku gościa festiwalu, który na bieżąco śledził premiery, czekały głównie powtórki z wrażeń. Z nowości wyróżniały się jedynie: „Niebo” Toma Tykwera i „In the Bedroom” Todda Fielda oraz wyświetlany w scenerii ruin zamku „Makrokosmos”, kolejny film spółki odpowiedzialnej za słynny „Mikrokosmos”. Dużo ciekawsze okazały się imprezy pozafilmowe. Atrakcją były liczne koncerty oraz wystawa twórczości rodziny Młodożeńców. Uroczy wieczór stworzyła Krystyna Janda na tarasie willi Kuncewiczów, przeplatając wspaniałe interpretacje piosenek anegdotami i wspomnieniami. Zawiodła jednak formuła dyskusji odbywających się w tym samym miejscu rokrocznie, tym razem dotycząca kina niezależnego. „Gadające głowy” prześcigały się tylko w mnożeniu kolejnych definicji tematu. Ciekawe, że do rozmowy nie zaproszono twórców takiego właśnie kina prezentowanego w odrębnym cyklu na festiwalu, choć wielu z nich było na imprezie obecnych. Wobec mizerii produkcji fabularnej okazało się, że jesteśmy potęgą w dokumencie i produkcjach niezależnych. Duże zainteresowanie wzbudził, pokazywany już zresztą w TVP „Himilsbach – prawdy, bujdy, czarne dziury” oraz film o twórcy tego dokumentu, Stanisławie Manturzewskim, „Mantu wolny człowiek” Rafała Glińskiego. Sporo zamieszania narobił Sylwester Latkowski swoim dokumentem „Pub 700”, który nawet jego bohater – kompozytor Leszek Możdżer – uznał za nieco tendencyjny. Na festiwal zjechały jak zwykle tłumy publiczności. Smutne jest jednak to, że na kazimierskiej imprezie zaczyna dominować nastrój kiermaszu z atrakcjami, a nie klimat dyskusyjnych klubów filmowych. Organizatorzy nie mogą liczyć tylko na przyzwyczajenie widzów i urok Kazimierza, wyrasta im bowiem silna konkurencja w postaci festiwalu Nowe Horyzonty w Cieszynie. Tam skupiono się na kinie europejskim i azjatyckim, ale organizatorom przyświecała najwyraźniej maksyma: pokazać filmy, których nie można zobaczyć nigdzie indziej i odkrywać wartościowych twórców – Sokurowa, Pasoliniego – o których inni mówią mało albo wcale. kd Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint