Lekcje odbywają się przypadkowo i byle jak. MENiS nie widzi problemu Istnieje, ale tylko na niby. A tam, gdzie jest w planie lekcji, wykłady przeważnie zawierają tyle błędów, że bardziej szkodzą, niż uczą. Od dwóch lat w szkołach powinien być wykładany przedmiot wychowanie do życia w rodzinie, zwany edukacją seksualną. – Nie sposób określić, jak w rzeczywistości realizowane są zajęcia, bowiem resort edukacji nie prowadzi aktualnych analiz wykładania tego przedmiotu – mówi Wanda Nowicka, szefowa Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, i przypomina, że obowiązek edukacji seksualnej zapisano już w tzw. ustawie antyaborcyjnej. Stosowny zapis znalazł się także w projekcie ustawy o ochronie zdrowia seksualnego, promowanej przez Parlamentarną Grupę Kobiet. Początkowo posłanki domagały się edukacji od pierwszej klasy, teraz się godzą, by lekcje były od czwartej. Dziś powinny się one odbywać w dwóch ostatnich klasach szkoły podstawowej, gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych – w każdej klasie po 14 godzin rocznie. Wybór programu zależy od nauczyciela. Musi on mieć wyższe wykształcenie i przygotowanie pedagogiczne. Dyrektor boi się erotyzmu Ale ten, kto zdecydował się być „nauczycielem od seksu”, nie ma lekko. – Nauczyciele przeważnie nie mają systematycznych zajęć, są to godziny często dodatkowe, zawsze do dyspozycji dyrektora szkoły, a więc łatwo je stracić – wylicza dr Alicja Długołęcka z Katedry Psychospołecznych Podstaw Rehabilitacji warszawskiej AWF. Dr Długołęcka od kilku lat uczy przyszłych edukatorów seksualnych. Wielu z nich przyszło na te studia podyplomowe, by uzupełnić wykształcenie potrzebne w awansie zawodowym. Ginekolog dr Ryszard Rutkowski od 15 lat prowadzi działalność uświadamiającą. Na zaproszenie liceów wygłasza wykład „na temat”. Potwierdza, że młodzież jest rozsądna i najbardziej interesuje ją, jak uniknąć wpadki. Ale dostrzega dziwne zachowania dyrektorów. Oto przykłady: dyrektor jednej ze szkół zawiadomił go, że rodzice nie zgodzili się na pogadankę. A rodzicom powiedział, że lekarz się wycofał. W innej placówce zażądano, by ginekolog przysłał plan lekcji. Odpowiedź przyszła szybko – zaszło nieporozumienie, dyrektor spodziewał się kogoś z „katolickim certyfikatem”. Jeszcze gorzej bywa z rodzicami. Przedmiot jest nieobowiązkowy, na świadectwie umieszcza się tylko informację, że uczeń go zaliczył. Bez stopnia. Gdy uczeń jest niepełnoletni, zgodę na uczęszczanie muszą wyrazić rodzice. Sami dyrektorzy narzekają, że choć większość uczniów (w badaniach Uniwersytetu Gdańskiego 77%) chce takich lekcji, nie zgadzają się na nie rodzice, a szkole brakuje środków na sfinansowanie zajęć. W tej sytuacji tylko w co trzeciej szkole wychowanie do życia w rodzinie wpisano do planu lekcji, choć przeważnie o mało sprzyjającej porze – o siódmej rano lub na ósmej, ostatniej lekcji. Takie są wyniki z Wybrzeża. Zupełnie inne podaje MENiS. Według resortu, 88% szkół realizuje program. Jeszcze inne dane ma Towarzystwo Rozwoju Rodziny – 41% pytanych uczniów nie ma tego typu zajęć. Talent do intymności Perełek, czyli lekcji mądrych i ciekawych, jest niewiele. W warszawskim Gimnazjum nr 11 lekcje prowadzi biolog Janina Żółtowska, absolwentka studium przy AWF. Uczniowie zapewniają, że to są superzajęcia. Pani pedagog nie korzysta z jednego podręcznika, bo jej zdaniem, w każdym są jakieś błędy. Przy bardziej intymnych tematach rezygnuje z koedukacji. – Oczywiście w programie są antykoncepcja, inicjacja seksualna – wylicza – ale także prostytucja czy handel kobietami. Te tematy wymusili sami uczniowie. Ostatnio rozgorzała dyskusja na temat pedofilii. – Młodzież ogląda telewizję. Trudno, żebym nie poruszyła tematu tak opisywanego przez media – mówi Janina Żółtowska. Głośno jest także o krakowskich lekcjach Zofii Mazur prowadzonych w I LO im. Nowodworskiego. Krystyna Grzybowska-Mnich, dyrektorka placówki, zauważyła, że to dziewczęta są bardziej zainteresowane intymnymi tematami. To dla nich przygotowywane są filmy związane z zapłodnieniem, ciążą i reakcją organizmu na ciążę. Przy okazji seksu młodzież bardzo chce porozmawiać o konfliktach z rodzicami. Krystyna Grzybowska-Mnich ma za sobą dyskusję z katechetką, która wiele pytań dziewcząt uznała za niestosowne. – Przekonywałam ją, że ludzkie dramaty wynikają z niewiedzy. Mniej będzie dzieci porzuconych, jeśli poprowadzimy takie lekcje – mówi dyr. Grzybowska-Mnich. Twierdzi, że przekonała katechetkę. Ale bywa różnie. Członkowie Rady Pedagogicznej Zespołu Szkół w Chojnicach protestowali przeciwko „uprzedmiotowieniu seksu” w czasie zajęć. Szczególne obrzydzenie
Tagi:
Iwona Konarska