Ukraiński oligarcha hodujący brojlery pokazał, jak Unię i konsumentów nabić w butelkę Czterodniowy pisklak to całkiem duży stwór. Człowiek miastowy się dziwi, że tak duży z tak małego jajka, bo zna pisklęta jedynie z telewizji albo wielkanocne, z waty. Przez okienko w drzwiach można zobaczyć wnętrze kurnika i tysiące żółtych istot. Ale od razu wejść nie można. Jakub Pióro, właściciel fermy drobiu, podaje ubranie ochronne. Rygor surowszy niż na szpitalnym oddziale intensywnej opieki: kombinezon z kapturem i foliowe ochraniacze na buty do pół łydki. Ubrania ochronne miesięcznie kosztują 6 tys. zł, bo każde jest na raz. Pióro otwiera drzwi do kurnika i w twarz bucha tropikalny upał. To klimat nieprzyjazny dla człowieka, ale dobry dla pisklaka bez mamy. Żółte ptaki uciekają co sił w nogach. Nie wolno im robić zdjęć z fleszem, bo błysk je stresuje. Po chwili jakby akceptują przybyszy i zajmują się swoimi sprawami: ten się pożywia, tamten pije, inny leży na słomianym pellecie z głową ułożoną jakby na poduszce i śpi jak noworodek. Co chwila włącza się nagrzewnica sterowana komputerem, by utrzymać zadaną temperaturę – powyżej 34 st. C. W kurnikach, których właścicielem jest Jakub Pióro, dotrzymywane są – bo muszą być – wszystkie rygory, jakie narzuciła hodowcom Unia Europejska. A jest ich nieskończenie wiele. Na fermę we wsi Żebrak pod Siedlcami wciąż przyjeżdżają goście albo kontrolerzy: audytor z któregoś kraju unijnego albo polski, zajmujący się tym lub owym, delegacja odbiorców z zagranicy, przedstawiciel sieci gastronomicznej, dziennikarze… I wyjeżdżają mile zaskoczeni. Jakub Pióro nigdy nie był na Ukrainie. A Jurij Kosiuk, właściciel firmy MHP, która jako jedyna ukraińska ma prawo eksportować kurczaki do Unii, nigdy nie zaprosił na swoją fermę hodowcy z Polski czy innego państwa unijnego, nie gościł żadnego audytora z Unii, nie przyjmował polskiego czy innego dziennikarza. Pióro potrafi na mapie Google odszukać fermy Kosiuka. Pokazuje duże skupiska kurników. W środowisku polskich producentów drobiu mówi się, że w tych dużych kompleksach na Ukrainie hoduje się kurczaki w klatkach (!) ustawianych piętrowo, żeby do kurnika weszło więcej ptaków. W Polsce taki chów jest niedozwolony. W innych kajach Unii też. Jednak kurczaki Jurija Kosiuka trafiają na unijne stoły. Bioasekuracja nade wszystko Zaczęło się od babci. W latach 70., kiedy Jakuba i jego starszego brata Tomasza nie było jeszcze na świecie, prowadziła kurnik, na owe czasy ogromny, choć zajmujący ledwie 700 m kw. Ojciec Jakuba pomagał jej w pracy, ale to był raczej incydent, bo wkrótce założył firmę zajmującą się produkcją paszy dla drobiu. Z tych rodzinnych przedsięwzięć wyrosła pasja Jakuba i Tomasza, która stała się ich biznesem. Tomasz miał być bankowcem, ale po studiach zmienił zdanie. W 2007 r. postawił 10 kurników, każdy o powierzchni 2030 m kw., mieszczący 40 tys. kurcząt, i zaczął produkować brojlery. Jakub studiował zoologię w Siedlcach i pomagał bratu w prowadzeniu biznesu. W 2011 r., kiedy miał zaledwie 23 lata, dzięki kredytowi dla młodych rolników postawił pierwsze 10 kurników, nieco większych niż te brata, bo mających po 2400 m kw. i przeznaczonych dla 50 tys. kurcząt każdy. Cztery lata później dobudował kolejnych 10, każdy po 3000 m kw. i na 65 tys. ptaków. Bracia samodzielnie prowadzą swoje fermy, ale traktują je jako przedsięwzięcie rodzinne. Razem mają 7,5 ha powierzchni w kurnikach. – Prawie codziennie rano spotykamy się na kawie, rozmawiamy wtedy o problemach, podejmujemy strategiczne decyzje – wyjaśnia Jakub Pióro. – Właściwie moglibyśmy się pojawiać na fermach sporadycznie, bo mamy zespoły świetnych pracowników, ale babcia i ojciec nauczyli nas, że powinno się doglądać swojego biznesu. Na początku, kiedy jeszcze nie miałem dzieci, byłem na fermie codziennie, teraz staram się chociaż jeden dzień weekendu mieć wolny i poświęcać go rodzinie. Syn ma sześć lat, córka półtora roku. Żona na razie zajmuje się wychowaniem dzieci, ale kiedy młodsze pójdzie do przedszkola, może będzie chciała pracować. Z wykształcenia jest pedagogiem, jak moja mama. Mówi się, że synowie wybierają żony podobne do matki,
Tagi:
bezpieczeństwo, fermy przemysłowe, gospodarka, hodowla zwierząt, Jakub Pióro, konsumenci, MHP, mięso, rolnictwo, UE, Ukraina, zwierzęta, żywność