Za nami prawie dwa miesiące epidemii. Dla ogromnej większości Polaków były to bardzo trudne tygodnie. Doświadczamy czegoś nieznanego. I nieznane są skutki tej pandemii. Nie tylko zdrowotne, ale i społeczne. Nikt nie wie, jakie zmiany i jak głębokie przeobrażenia może światu przynieść koronawirus. Jest szansa, że zostaną uruchomione procesy ograniczające w przyszłości negatywne skutki takich zagrożeń. Optymiści wierzą, że organizacje międzynarodowe, elity i liderzy polityczni potrafią wyciągnąć wnioski z popełnionych wcześniej błędów. Na razie my, tu w Polsce, mamy dużo bardziej przyziemne problemy. Chcemy przeżyć i wrócić do wcześniejszych zajęć. Wiemy, że straty są nieuniknione i że będziemy potrzebowali sporo czasu, by powrócić do takiego życia, jakie mieliśmy przed epidemią. Jakie są rokowania, że wreszcie będzie normalnie? Dość pesymistyczne. Bo czy ludzie, którzy dziś rządzą, zajmują się wyłącznie walką o zdrowie i życie Polaków? Jakie mogą być efekty ich pracy, jeśli tym, co najbardziej ich zajmuje, są wybory prezydenckie? Nie znam kraju, w którym władza więcej uwagi poświęca polityce i opozycji niż walce z wirusem. Wszędzie obowiązuje hasło: wszystkie ręce na pokład. A u nas? Wszystko, co nie dotyczy walki z epidemią, jest marnowaniem potencjału i głupotą. Każda godzina stracona na biciu politycznej piany skutkuje śmiercią ludzi, zarażeniami i apatią tych, którzy nie mogą liczyć na realną pomoc ze strony państwa. Jak mają się czuć przestraszeni i zestresowani ludzie, którzy wiedzą, jak jest źle? Jak bardzo obraz produkowany przez pisowskie media odstaje od tego, czego oni sami lub ich rodziny czy znajomi doświadczają? Niestety, zamiast o tym mówić i szukać skutecznych rozwiązań, władza serwuje im cyrk w postaci wyborów prezydenckich. Bo muszą się odbyć. Natychmiast, bez względu na to, co jest za oknem. Czy takie ponure naigrawanie się z inteligencji Polaków może trwać i trwać? Sami sobie odpowiedzmy na to pytanie. Prezes Kaczyński dociera ze swoim planem politycznym do finału. Wiadomo, co jest jego celem. I wiadomo, że ten zasób władzy, jaki dziś już ma, ciągle nie jest tym, do czego zmierza. Jego faktyczne aspiracje łatwo poznać, studiując statut partii, której przewodzi. Kaczyński tak się tam pozabezpieczał przed wszelkimi próbami odwołania go z funkcji, że ma zagwarantowane dożywocie. To w partii. A w państwie? Dąży do przeniesienia niepodważalnej władzy, jaką ma w PiS, na struktury całego państwa. Czy taki skok ma szanse powodzenia? Na to pytanie też musimy sobie odpowiedzieć sami. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint