Przeczytałem książkę o Finlandii młodego socjologa z Uniwersytetu Łódzkiego Wojciecha Woźniaka. Tytuł jest wymowny: „Państwo, które działa. O fińskich politykach publicznych”. Intencje krytyczne autora są jasne: tam państwo działa, u nas nie. Dlatego moglibyśmy nauczyć się od Finów, jak dobrze je zorganizować. W tym kontekście przywoływana książka jest szczególnie ciekawa. Wskazuje ona bowiem zupełnie inną drogę wychodzenia z peryferyjności niż ta, która stała się naszym udziałem. Finowie postawili na silne państwo, które nadzoruje rynek kapitalistyczny, po to by rezultaty jego działania były korzystne dla wszystkich. Mało tego, państwo inicjuje istotne działania gospodarcze, które realizują pewien plan modernizacji – tak, tak, plan! – przyjęty przez wszystkie siły polityczne i realizowany pomimo zmian u steru władzy. W dodatku jest to państwo opiekuńcze. Nikogo nie pozostawia swojemu losowi, zapewnia bezpieczeństwo socjalne i poczucie bycia elementem wspólnoty, która dba o dobro wszystkich. Ogromne znaczenie w procesie podejmowania decyzji mają tam zawsze eksperci naukowi, albowiem naukę traktuje się serio i potrafi się z niej korzystać dla dobra wspólnego. Szczególną rolę w wielkim sukcesie Finlandii odegrała edukacja. Wyłącznie państwowa (istnienie szkół prywatnych jest zakazane), na wspaniałym poziomie, dbająca o równość i zapewniająca znakomite warunki do rozwoju wszystkim dzieciom. Nauczyciele fińscy są świetnie wynagradzani, a zawód nauczyciela cieszy się wielkim prestiżem. Autor podkreśla również funkcję bibliotek publicznych, które nie tylko stanowią miejsce realizacji pasji czytelniczych obywateli, ale także są lokalnymi centrami kultury i życia wspólnotowego. A teraz Polska. Poszliśmy dokładnie w przeciwną stronę. Dziki, nieregulowany kapitalizm, na który spoglądało bezsilne państwo. Zwijające się i tanie, czyli dziadowskie. Nierealizujące żadnego planu strategicznego. Nie było też żadnego ponadpolitycznego konsensusu. Co rząd, to inna koncepcja rozwoju, a właściwie brak takowej, wszak rynek miał sam załatwić wszystko – i właściwie jedynie co do tego była zgoda. Wszystkie rządy miały w nosie naszych naukowców i naukę jako taką. Czy słyszeliście Państwo, aby kiedykolwiek zasięgano ich rady przed podjęciem ważnych decyzji gospodarczych lub społecznych? A proszę mi wierzyć, akurat nauka polska nie odstaje poziomem od fińskiej. Problemem był zawsze programowy antyintelektualizm naszych elit politycznych, co zmarły niedawno Paweł Śpiewak, naukowiec zaplątany onegdaj w tryby polityki, stwierdzał nieraz z wielkim rozczarowaniem. Edukacja? Upadająca, z coraz większym sektorem prywatnym i ogromnym rynkiem usług korepetycyjnych, znakiem wadliwości systemu jako takiego. Po 1989 r. zamknięto 2 tys. bibliotek publicznych (sic!), zdaje się, że w imię idiotycznego założenia neoliberalnego światopoglądu, że jak ktoś chce czytać książki, to niech sobie je kupi. Trwa nędza nauczycieli i wykładowców szkół wyższych – po 40 latach w zawodzie stwierdzam wprost: ich sytuacja nie poprawiła się ani na jotę, jak na początku mojej kariery, tak i teraz młody adiunkt klepie biedę. Plus upadek prestiżu ich zawodu. A bibliotekarze? Ci niedocenieni agenci światłego społeczeństwa? Cisi bohaterowie marzenia o lepszym, bo mądrzejszym świecie? Nic, tylko usiąść i płakać nad ich losem. I tak oto Finlandia, prowadząc mądrą politykę społeczną, szybko stała się krajem centrum gospodarczego, o najwyższej na świecie jakości życia, a my zostaniemy wieczną prowincją, z coraz gorszymi usługami publicznymi i nędznymi płacami sfery budżetowej, ale z wielkimi pretensjami do lokalnej mocarstwowości. Dlaczego nawet nie próbowaliśmy uczyć się od Skandynawów? Skąd to nasze zauroczenie najgorszą, anglosaską wersją kapitalizmu? Skąd uporczywe podążanie w kierunku przeciwnym do tego, który takim krajom jak Finlandia zapewnił sukces? Wciąż realizujemy niemądre schematy amerykańskiego turbokapitalizmu. Vide sukces Konfederacji, partii reprezentującej dokładnie odwrotny wobec skandynawskiego pakiet propozycji gospodarczych i społecznych. A także posłuch dla bliskich jej idei Forum Obywatelskiego Rozwoju, których realizacja gwarantuje obywatelski niedorozwój na wieki. Nigdy nie przesuniemy się do gospodarczego centrum, zawsze pozostaniemy peryferiami. Na własne życzenie. Szukaliśmy rad i inspiracji za oceanem, zamiast wzorować się na naszych sąsiadach zza Bałtyku. Chcieliśmy być drugą Japonią, zamiast pragnąć być drugą Finlandią. Podniecaliśmy się bogactwem kilku naszych oligarchów, zamiast dbać o przyzwoity poziom życia wszystkich.