Alain Juppé, główny faworyt przyszłorocznych wyborów prezydenckich, skupia grzechy główne centroprawicy Nie można odmówić mu doświadczenia – wiele lat w samorządzie i w administracji centralnej, urząd premiera, współpraca z najbardziej znaczącymi figurami francuskiej sceny politycznej, od Édouarda Balladura do Jacques’a Chiraca (ten ostatni uznawany jest wręcz za jego politycznego patrona i mentora). Jak przystało na polityka wielkiego formatu, nie jest też Juppé wolny od kontrowersji – jego reformy programów socjalnych i cięcia budżetowe wyprowadziły na ulice miliony pracowników sektora publicznego. Na koncie ma ponadto wyrok za nadużywanie publicznych funduszy i fikcyjne, upolitycznione zatrudnienie funkcjonariuszy partyjnych z czasów pracy w paryskim ratuszu, gdy merem stolicy był Chirac. Za ten skandal spotkała go zresztą kara – roczny zakaz sprawowania urzędów publicznych. W jego biografii nie brakuje również kontrowersyjnych wypowiedzi, takich jak otwarta krytyka rozszerzenia Unii Europejskiej o kraje Europy Środkowej i Wschodniej oraz stawianie znaku równości między napływem imigrantów a zagrożeniem terrorystycznym. Tak w skrócie wygląda sylwetka człowieka, którego Francuzi najpewniej wybiorą jako mniejsze zło spośród możliwych nowych (lub nowych-starych) lokatorów Pałacu Elizejskiego. Ofiarny i lojalny W politycznej biografii i linii faworyta wyścigu o prezydenturę pobrzmiewają jednak wszystkie, wydawałoby się, dawno uciszone demony francuskiej centroprawicy. Jak żaden z ostatnich liderów Francji Alain Juppé podkreśla frankocentryczność swojej polityki – zarówno w międzynarodowych kwestiach gospodarczych, jak i na forum unijnym to Francja ma znów być przywódcą Europy, ewentualnie w komitywie z innymi „starymi członkami Wspólnoty”. W jego wypowiedziach słychać gaullistowską wręcz dumę narodową, przekonanie o mocarstwowej roli Francji i ambicje przełamania anglosaskiej hegemonii gospodarczo-politycznej na arenie międzynarodowej. Lansowany przez ostatnie dekady liberalny uniwersalizm Juppé najchętniej odłożyłby na półkę – jak stwierdził niedawno w wywiadzie dla telewizji publicznej, Europa powinna się konsolidować na gruncie tradycyjnych wartości. Ci, którzy ich nie podzielają, sami się z tej Europy wykluczą. Równocześnie Juppé jest politykiem bliższym centrum, jeśli chodzi o sprawy społeczne. Otwarcie popiera związki homoseksualne, hołduje francuskiej tradycji świeckiego państwa i tożsamości narodowej budowanej bez udziału jakiejkolwiek religii, a przynajmniej bez jej znaczącej roli. Jest także politykiem ofiarnym i lojalnym – kiedy stał na czele rządu w latach 1995-1997, jego nieudane reformy zakończyły się rozpisaniem przyśpieszonych wyborów i utratą władzy przez obóz centroprawicowy na rzecz socjalistów. Wielu ekspertów uważa jednak, że Juppé wziął na siebie winę za katastrofalne pomysły wszystkich liderów swojej formacji, chcąc uratować resztki wpływów, a przede wszystkim pozycję Chiraca. Teraz, po latach politycznej marginalizacji, Juppé wraca na scenę, i to w dość niespodziewanej roli. Z mało charyzmatycznego polityka obciążonego skandalami, raczej wygaszającego karierę niż czekającego na życiową szansę, zmienia się w kogoś, kto ma stanąć do wyborów jako zbawca Francji lub po prostu alternatywa dla nieprzewidywalnych, często miernych rywali. W wieku 70 lat były premier może się okazać najbezpieczniejszą kartą, jaką Francja może zagrać, by uchronić się przed spiralą izolacjonizmu na arenie międzynarodowej i przed chaosem w polityce wewnętrznej. Między Sarkozym a Le Pen Żeby tak się stało, najpierw musi jednak wygrać dwuetapowe prawybory we własnej partii – Unii na rzecz Ruchu Ludowego. A rywalem będzie nie byle kto, bo były prezydent Nicolas Sarkozy, przygotowujący się do wielkiego powrotu. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało się to niemożliwe. Sarkozy obarczany był winą za recesję, osłabienie autorytetu urzędu prezydenta, skandale towarzyskie i skłócenie Francji z kluczowymi partnerami przy jednoczesnych szemranych interesach z kilkoma mało demokratycznymi państwami Afryki, Bliskiego Wschodu, a przede wszystkim z Rosją, miał zostać co najwyżej ekscentryczną figurą na marginesie polityki. Mimo to wrócił, zapowiedział start w wyborach, w dodatku retorykę kampanijną opiera na najpopularniejszych obecnie wzorcach. Idąc w ślady Donalda Trumpa, oskarżył rządzącego François Hollande’a o manipulacje przy wyborach i zagroził, że w przypadku porażki nie zaakceptuje wyniku głosowania, tylko złoży doniesienie do prokuratury. Sarkozy nie jest pozbawiony szans na powrót do Pałacu Elizejskiego. Wprawdzie w sondażach przed pierwszą turą prawyborów na prawicy, wyznaczoną na 20 listopada, wygrywa z nim Juppé,