Memizacja polskiego życia politycznego i przymus natychmiastowego reagowania na to, co się dzieje i co możemy zobaczyć, na takim czy innym portalu społecznościowym sprawia, że często doznajemy nadmiarowego i zbędnego pobudzenia, a w tej samej chwili umykają naszej uwadze rzeczy mniej spektakularne, ale faktycznie groźne i mogące mieć dalekosiężne konsekwencje. W zeszłym tygodniu mieliśmy akurat doskonałą ilustrację tego zjawiska. Oba przykłady dotyczą wymierzania sprawiedliwości przez instytucje państwa. Pierwsze wydarzenie przetoczyło się przez media wszelakiej proweniencji jak huragan zmagający się z tornado, wywołując tabuny bzdur, iluzji, resentymentów, chamstwa i głupoty, zacietrzewienia i nadinterpretacji (to sprawa doprowadzenia przez policję Władysława Frasyniuka na przesłuchanie do prokuratury). Drugie, zauważone skromnie, niespecjalnie dyskutowane, gdzieś przemknęło (to wyrok sądu na Jasia Kapelę, publicystę, poetę za odśpiewanie wraz z trojgiem innych osób wariantowej – w warstwie słownej – wersji polskiego hymnu). Władysław Frasyniuk, legendarny robotniczy działacz Solidarności z lat 1980-1981, a potem podziemnej Solidarności, ukrywający się latami, więziony, prześladowany, bity w więzieniu, osadzany w izolatkach, wziął udział w legalnej manifestacji Obywateli RP, która odbyła się 10 czerwca 2017 r. na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie podczas tzw. miesięcznicy organizowanej przez Jarosława Kaczyńskiego w rocznicę katastrofy smoleńskiej. Usuwając protestujących, policja dokonała również zatrzymania Frasyniuka, oskarżając go później o naruszenie nietykalności kilku funkcjonariuszy. Frasyniuk w geście politycznego protestu przeciwko naruszeniom konstytucji i prawa, pozbawienia obywateli instytucji „Trybunału Konstytucyjnego, prawa do wolnych zgromadzeń, niezależnych i wolnych sądów oraz niezależnej prokuratury, w tym najważniejszych instytucji wymiaru sprawiedliwości – Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa, mających zgodnie z Konstytucją RP stać na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów”, zadeklarował, że dobrowolnie nie stawi się w prokuraturze na przesłuchanie i postawienie mu zarzutów. W walentynkowy poranek o godz. 6 rano policja wkroczyła do podwrocławskiego domu Frasyniuka i dokonała zatrzymania. W grupie był zamaskowany operator kamery, a dowodzący akcją oficer, powołując się na przepisy, podjął decyzję o skuciu do tyłu rąk zatrzymanego. Przesłuchanie i postawienie zarzutów Frasyniukowi w prokuraturze w Oleśnicy trwało osiem minut. Oskarżony nie przyznał się do winy i odmówił składania zeznań. Został zwolniony. Jest rzeczą oczywistą, że po czerwcowym zatrzymaniu Frasyniuk postanowił przekuć interwencję we własny spektakl politycznego nieposłuszeństwa obywatelskiego, świadom możliwych scenariuszy opresji. Jak na historię walk politycznych oraz własne doświadczenia, wybrał formę łagodną, stonowaną, nie żądał dla siebie innych praw i traktowania z tytułu niegdysiejszych zasług i doznanych represji. Postanowił swoją „sławę” wykorzystać dla sprawy i zmusić władzę do widowiskowego zatrzymania. Nie przeliczył się. Miał być spektakl – był. Do ataku ruszyli obóz władzy, prawicowe media, Andrzej Gwiazda (inna legenda Solidarności) i tysiące internautów. Z drugiej mańki na odsiecz ruszyli Lech Wałęsa, opozycja, w tym odwieczny przeciwnik Frasyniuka Grzegorz Schetyna, tysiące internautów – „Wraca ZOMO” itd. Sam Frasyniuk nie odgrywał roli politycznego Chrystusa na pluszowym krzyżu, zna prawdziwy wymiar opresji. W tym cyrku fałszywie brzęczą tylko kajdanki na rękach – założone z tyłu, choć prawo nie nakazuje policji takiej formy interwencji. W cieniu tej historii mamy inny happening polityczny, podczas którego Jaś Kapela odśpiewuje na melodię Mazurka Dąbrowskiego (uchodźcy politycznego wówczas): „Jeszcze Polska nie zginęła, Kiedy my żyjemy, Nasza bieda już minęła, Migrantów przyjmiemy”. Oraz: „Marsz, marsz, uchodźcy, Z ziemi włoskiej do Polski, Za naszym przewodem, Łączcie się z narodem”. Tę interpretację sąd wycenił na 1 tys. zł grzywny, odbierając prawo do twórczego, politycznego, nieobraźliwego miksu tekstu. Równocześnie prokuratura nawet nie zajęła się groźbami (w tym utraty życia), jakie po prezentacji niehymnu dostawał Kapela. Kiedy przestajemy odróżniać rzeczy groźne od błazeństw, kiedy władza zaczyna interpretować czyjąś wyobraźnię, a nie słyszy prawdziwych gróźb i nie karze za akty realnej przemocy – przestaje być tylko śmiesznie. I dlatego trzeba będzie z Jasiem Kapelą (niestety, tylko z tego powodu, bo fałszuje, ale to wciąż niekaralne) zaśpiewać i pójść albo nie do prokuratury. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint