Fundusz (nie)sprawiedliwości

Fundusz (nie)sprawiedliwości

Pieniędzy dla pokrzywdzonych nie ma. Są za to miliony na fundacje prokościelne i zgodne z linią władzy „Sprawiedliwe państwo to takie, które staje w obronie bezbronnych i słabych. Które niesie im skutecznie pomoc, gdy jest ona najbardziej potrzebna. Nie opuszcza ich w dramatycznych momentach, gdy padli ofiarą przestępstwa albo innego nieszczęścia, lecz ich wspiera. Pomagać sprawiedliwie to znaczy przyjąć takie reguły postępowania, które wynikają z poczucia solidarności z ofiarą przestępstwa”, napisano górnolotnie na stronie internetowej Funduszu Sprawiedliwości. Rzeczoną sprawiedliwość pomysłów Zbigniewa Ziobry podważają i Naczelna Izba Kontroli, i organizacje pomagające ofiarom przestępstw, i zwykli ludzie. Bo pieniędzy dla pokrzywdzonych nie ma. Są za to miliony wydawane na fundacje prokościelne, „promowanie instytucji małżeństwa” i „badanie prześladowań chrześcijan w Polsce”, czyli w praktyce przeglądanie memów z papieżem i czytanie książek. Tak dzisiaj wygląda Fundusz Sprawiedliwości. Według NIK ponad 280 mln zł wydano nieprawidłowo. – W obowiązującym obecnie stanie prawnym, w związku z brakiem legalnej definicji przeciwdziałania przestępczości i przyjętą przez ministra sprawiedliwości bardzo szeroką praktyką interpretowania tego terminu, tak naprawdę z tego funduszu można finansować wszystkie dowolne kategorie zadań – powiedział Paweł Gibuła, doradca ekonomiczny, koordynator kontroli NIK. I rzeczywiście tak się działo. Pokrzywdzeni przez państwo Z Karoliną spotkałam się późnym wieczorem w jednym z warszawskich parków. Podeszła do mnie szybkim krokiem i już na wstępie rzuciła: – Przepraszam, źle wyglądam, miałam długą zmianę. Mimo młodego wieku dużo pracuje, żeby się utrzymać. – W życiu spotkało mnie wiele złych rzeczy. Moja mama była chora na schizofrenię, zmarła, jak byłam jeszcze małą dziewczynką. Z domu dziecka adoptowała mnie babcia. Dorastałam z nią i ojcem alkoholikiem. Bardzo ciężko mi o tym mówić – oczy Karoliny są smutne, ale głos nie drży. – On często na mnie wrzeszczał, trudno było skupić się na nauce. Jak byłam w liceum, udało mi się załatwić jego eksmisję z domu. Niedługo później tata zmarł, a w tym roku straciłam też moją ukochaną babcię. Karolina patrzy na chodnik, po chwili wyznaje, że kilka lat temu została zgwałcona i pobita. Na początku w ogóle nie chciała iść na policję. – Wstydziłam się. Przyjaciółki namówiły mnie i jednak poszłam. Przesłuchiwała mnie okropna kobieta z czerwoną twarzą alkoholiczki. Posypały się pytania: „A po co tam szłaś?”, „Jak byłaś ubrana?”. I stwierdzenia typu „Jesteś nieodpowiedzialna, młoda, głupia”. Olali mnie i ona, i później prokurator. Nikt nigdy nie zaproponował mi pomocy psychologicznej, a ja po prostu schowałam cały ten wstyd głęboko w sobie. Nie powiedziałam o tym wydarzeniu nawet obecnej terapeutce. Dalej to we mnie siedzi. Smutne jest to, że gdybym nie była sierotą, w ogóle nie dostałabym pomocy, bo nie stać mnie na prywatną terapię – mówi Karolina. Jest jedną z podopiecznych Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie. I chociaż teraz terapię ma, zwraca uwagę, że na co dzień system pomocy takim osobom jak ona jest słaby. – Brakuje koordynatorów, czyli ludzi, którzy przychodzą do dzieci z domu dziecka albo z rodzin zastępczych i sprawdzają, jak one sobie radzą. Z tego, co widziałam, wiele ma problemy i z edukacją, i z brakiem akceptacji przybranych rodzin. Mój kolega wyjechał kiedyś z miasta uczyć się, a jak wrócił, bo zmarł dziadek, który go adoptował, nie mógł się dostać do mieszkania – rodzina powymieniała zamki w drzwiach. Ja teraz, po śmierci babci, mam ze swoją rodziną podobnie. Obrzucają mnie wyzwiskami, grożą, chcą zabrać mieszkanie. Dlatego obecność koordynatorów jest ważna, a często ich brakuje, bo mają za dużo rodzin na głowie. Ostatnio dowiedziałam się, że w mojej dzielnicy już w ogóle koordynatora nie ma – wzdycha Karolina. O tym, że jest ofiarą przestępstwa, już nikt nie pamięta i nikogo to nie obchodzi. Dziewczyna musi sobie radzić sama. Szacuje się, że każdego roku 30 tys. Polek zostaje zgwałconych. Tak naprawdę ta liczba jest o wiele wyższa, bo wstyd powstrzymuje jakąś ich część przed pójściem na policję. Publicznie temat nie istnieje. Ofiarom gwałtów pomagają głównie prywatne fundacje, np. Centrum Praw Kobiet. Odkąd u władzy jest PiS, na dofinansowanie rządowe nie mają co liczyć, bo, jak stwierdza założycielka CPK Urszula Nowakowska, „nie są spójni ideologicznie z władzą”. A wydaje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 42/2021

Kategorie: Kraj