Kolejni lubelscy adwokaci, prokuratorzy i urzędnicy trafiają do aresztu – Kiedy na salę rozpraw wprowadzono skutego kajdankami mecenasa Adama K., byłem w szoku. Przecież to jeden z najbardziej znanych w Lublinie adwokatów. Z kolei cofnięcie immunitetu prokuratorowi Maciejowi S. i aresztowanie go było w naszym środowisku zawodowym jak trzęsienie ziemi. Zdawałem egzamin u jego ojca, który jest cenionym wykładowcą na Wydziale Prawa UMCS – opowiada młody prawnik z Lublina. – Uzbrojeni w karabiny maszynowe policjanci zgarnęli z ulicy Andrzeja G., naszego dyrektora. To było jak w amerykańskim filmie – mówi urzędnik lubelskiego ratusza. Zaczęło się w stodole W skrócie cała historia wygląda tak: przestępca obciąża swojego oskarżyciela. Prokurator “wystawia” adwokata. Mecenas wspomaga się policjantem. Policjant pogrąża urzędnika państwowego. Ten natomiast usiłuje “wyciągnąć” na wolność swojego syna-przestępcę. A wszystko zaczęło się od, wydawałoby się, całkiem prozaicznej sprawy. W kwietniu 1998 roku Krzysztof A. pod pozorem kupna samochodu zwabiony został do zabudowań gospodarskich w Trzcińcu koło Lubartowa. Obiecanego mercedesa nie było. Dopadło go natomiast kilku mężczyzn, z którymi miał wcześniejsze, nie rozliczone transakcje. Napastnicy wciągnęli ofiarę do stodoły, dotkliwie pobili i obrabowali. Pięciu mężczyznom Prokuratura Rejonowa w Lubartowie przedstawiła zarzut rozboju i zrabowania kilkudziesięciu tysięcy złotych. Sprawę prowadziła prokurator Ewa M. Przywódcą trzcińskiej grupy miał być Sławomir Ś., ps. Pietia, znany jako bliski współpracownik osławionego zabójcy Ciola. Obrońcą Pietii został mecenas Adam K. – Mecenas K. broni wyłącznie bogatych przestępców – mówią prawnicy. – Już na początku lat 90. wmieszany był w sprawę firmy “Gold Star” i braci G., rolników spod Chełma, którzy w krótkim czasie wyprowadzili ze Wschodniego Banku Cukrownictwa w Lublinie miliardowe kredyty. Oczywiście, w rozmowach z kierownictwem banku udział brał mecenas K. jako ich pełnomocnik. W efekcie bracia G. dostali wysokie wyroki i poszli siedzieć. Dopiero niedawno, po wielu latach procesu, zapadły wyroki na prezesów banku. A mecenas? – Przecież on tylko doradzał – słyszę. Jesienią ubiegłego roku na sprawę Pietii mecenas K. wezwał jako świadka Marcina L. – zwolnionego ze służby byłego policjanta, który siedzi w areszcie pod zarzutami współpracy ze zorganizowaną przestępczością i handlu narkotykami. Treść protokołu z jego zeznaniami jest w Lublinie tajemnicą poliszynela. A to ze względu na nazwiska, które tam padły. Były policjant twierdził, że wykonywał rozkazy Krzysztofa M., szefa Lubelskiego Centralnego Biura Śledczego, który włączył go do zespołu badającego sprawę Trzcińca. Któregoś dnia, na wezwanie szefa, stawił się w jego gabinecie. Był tam także znany, lubelski dziennikarz, który reprezentował ważną osobę, czyli dyrektora Andrzeja G. “Stary G. to człowiek porządny i wpływowy – zapewniali go obydwaj – więc warto pomóc jego synowi”. Miał więc dotrzeć do zamieszanego również w napad w Trzcińcu Sławomira Ś., będącego jeszcze na wolności, i przekonać go, aby w swoich wyjaśnieniach wybielał Artura G., syna magistrackiego dyrektora, a obciążał Pietię. Miał zeznawać, że to właśnie Artur G. ratował napadniętego. Sławomirowi Ś. obiecano, że nie trafi do aresztu, a po zapłaceniu kaucji będzie wolny. Świadek Marcin L. twierdził, że Sławomir Ś. przystał na tę propozycję, a jego szef umożliwił ponadto Arturowi G. nieformalne spotkanie z tatusiem i żoną, podczas którego synek dowiedział się, jak ma zeznawać. Marcin L. skarżył się ponadto, że szef traktował go jak gońca, wciąż wysyłając po wódkę, którą oprócz szefa i redaktora piła także prokurator Ewa M., prowadząca sprawę Trzcińca. Powołując na świadka Marcina L., mecenas K. chciał udowodnić, że policja i prokuratura usiłowały nakłaniać Sławomira Ś. do złożenia fałszywych zeznań, obciążających jego klienta – Pietię. Instrukcja na piśmie Niebawem pokrzywdzony w napadzie Krzysztof A. też zaczął zmieniać swoje zeznania, twierdząc, że to nie Pietia, a właśnie Artur G. zakładał mu na szyję pętlę, podciągał na sznurku i bił. Pietia pojawił się w stodole dopiero na koniec całego zajścia i miał powiedzieć do współoskarżonych: “Co wy z nim zrobiliście?”. W końcu, w ogniu zadawanych pytań, pokrzywdzony przyznał, że dostał instrukcję,
Tagi:
Izabella Wlazłowska