W stolicy Niemiec długo tolerowano arabskie grupy przestępcze, dziś policja jest bezradna Korespondencja z Berlina W grudniu zeszłego roku w Berlinie zamordowano pochodzącą z Trójmiasta Wiktorię S. 25-letnia Polka została postrzelona z bliskiej odległości na osławionej ulicy Oderstrasse w dzielnicy Neukölln, targanej codziennymi porachunkami mafii. Czy Wiktoria była kolejną ofiarą walki arabskich rodzin, które trudnią się handlem narkotykami, wymuszeniami i nie wahają się dokonywać zabójstw? Wstępne ustalenia śledczych każą przypuszczać, że jednym ze sprawców był człowiek związany z lokalnym środowiskiem dilerów. Policja nie podała ich narodowości, ograniczając się do stwierdzenia, że mają niemieckie obywatelstwo. Problem polega na tym, że wielu bossów gangów zasłania się niemieckim paszportem, należą bowiem do urodzonego już w RFN kolejnego pokolenia imigrantów z państw arabskich, głównie z Libanu. Grudniowe morderstwo było drugą spektakularną sprawą kryminalną w 2018 r. We wrześniu został zastrzelony niejaki Nidal Rabih, szef grupy przestępczej z Neukölln. 36-letni gangster spędził pół życia w więzieniu, co nie przeszkodziło mu skutecznie zarządzać lokalnym światem przestępczym. Arabski klan Rabih nie należy do najbardziej wpływowych w stolicy, ale jakiś czas temu zawarł sojusz z gangiem Abou-Chaker, słynącym z efektownych napadów i sutenerstwa w dzielnicy Schöneberg. Niektórzy jego członkowie, np. Arafat Abou-Chaker, zyskali z czasem status celebryty, a to za sprawą relacji ze znanymi raperami. Kay One, Capital Bra czy Bushido wyszli na prostą dzięki zastrzykom finansowym stołecznych klanów, a uzyskawszy sławę, teraz otwierają im drzwi na salony. Berliński gangsta rap, tudzież spływające krwią seriale, takie jak „Berlińskie psy” albo „4 Blocks”, stały się dla niemieckiej młodzieży wzorem do naśladowania, a odsiadka w więzieniu – prestiżowym wyróżnieniem. Nie dotyczy to braci z klanu Abou-Chaker. Oni opłacają najlepszych prawników i kpią sobie z bezradnego wymiaru sprawiedliwości. Cztery zakresy To głównie dzięki serialowi „4 Blocks” dzielnica Neukölln weszła do kultury masowej jako wylęgarnia zorganizowanej przestępczości arabskiej. Tytuł określa cztery klasyczne zakresy działalności gangów – hazard, haracze, narkotyki i prostytucję. W całym Berlinie działa ok. 20 rodzinnych gangów, liczących kilkanaście tysięcy członków. Stołeczne dzielnice są podzielone: Arabowie i Turcy skupiają się na ulicach byłego Berlina Zachodniego, zwłaszcza w Tiergarten, Weddingu, Kreuzbergu i Neukölln. Choć prawdę mówiąc, nawet między zachodnimi okręgami istnieją pewne różnice. Sam mieszkam w Moabicie (w śródmiejskim Tiergarten), lecz odwiedzając Neukölln, doznaję za każdym razem szoku kulturowego. Muzułmanie wybrali zachodnią część miasta, ponieważ we wschodnich dzielnicach, takich jak Hellersdorf czy Marzahn, nie są mile widziani. Nieprzypadkowo w obrębie byłej stolicy NRD niemieccy populiści rosną w siłę, choć z drugiej strony działające tam mafijne sitwy Wietnamczyków zdają się im nie przeszkadzać. Tak jak Arabowie niechętnie zapuszczają się np. do wschodniego Kaulsdorfu, również afiszujący się ze swoim chrześcijaństwem Niemiec może się stać zwierzyną łowną w Neukölln. Podobnie ostrożna musi być osoba nosząca kipę, bo w zachodnich dzielnicach kwitnie importowany przez Arabów antysemityzm. Widzimy więc w dzisiejszym Berlinie wszystkie te podziały, które zarysowały się w całym kraju. Sytuacja w stolicy Niemiec przypomina to, co działo się w amerykańskich metropoliach na początku XX w., gdy toczyła się zaciekła walka między Włochami, Irlandczykami i Żydami o rządy w dzielnicach. Także USA zmagały się wówczas z problemem masowej imigracji, przy czym dzisiejsze mafijne patologie w Berlinie czy Zagłębiu Ruhry (drugim po stolicy siedliskiem arabskich przestępców jest Essen) tylko w ograniczonym stopniu wiążą się z napływem imigrantów z Syrii w 2015 r. Większość berlińskich bossów mówi znakomicie po niemiecku, młodzi Syryjczycy to jedynie płotki, wykorzystywane do handlu narkotykami. Korzenie problemu sięgają raczej lat 70. XX w., gdy do RFN masowo napływali imigranci z Libanu i Turcji. O ile mniejszość turecka składała się przede wszystkim z imigrantów zarobkowych, o tyle np. Libańczycy mieli status uchodźcy z państwa dotkniętego wojną. Na tej samej fali docierały też inne nacje Bliskiego Wschodu, wśród nich Palestyńczycy. Arabscy uchodźcy przylatywali najpierw do Berlina Wschodniego, NRD uchodziła w tym czasie za sojusznika Jasira Arafata. Arabskie wysepki Wkrótce Arabowie odkryli lukę, dzięki