Banki działające w Polsce świetnie sobie radzą z kryzysem. Ani nasi obywatele, ani przedsiębiorstwa nic jednak z tego nie mają Produkcja w Polsce spada, ludzie ubożeją, gospodarka zwalnia – a funkcjonujące w naszym kraju banki zarabiają coraz więcej. Jak one to robią? Co za wiedza tajemna kryje się za tym, że choć do Polski zawitał kryzys, bankom stale się poprawia? W ubiegłym roku padł kolejny rekord zysków bankowych. W dodatku nie był to wzrost po okresie jakiegoś załamania, lecz wynik jeszcze lepszy niż w rewelacyjnym przecież dla sektora bankowego roku 2011. Wtedy banki zarobiły 15,7 mld zł, prawie o 40% więcej niż w 2010 r. W ubiegłym roku było skromniej – wynik sektora bankowego to 16,2 mld zł, o ponad 2,3% więcej niż w 2011 r. Niby niewiele, ale wcześniej wydawało się, że bardzo trudno będzie poprawić tak wyśrubowany rezultat, jaki osiągnięto w 2011 r. Sami bankowcy, jak podaje raport Komisji Nadzoru Finansowego, po I kwartale ubiegłego roku, gdy jeszcze wydawało się, że nasza gospodarka jest odporna na kryzys, oczekiwali – bardzo optymistycznie – wzrostu najwyżej jednoprocentowego. Był ponaddwukrotnie wyższy. Wielki skok z 2011 r. to przejaw bankowego powrotu do normalności – nastąpił po tąpnięciu z 2009 r., które było efektem wcześniejszego o rok zachwiania w całej światowej bankowości. Wtedy, w 2011 r., nasza gospodarka wciąż jeszcze przyspieszała (produkt krajowy brutto wzrósł o 4,3%, w porównaniu z 3,9% w 2010 r.). Dobra koniunktura sprawiała, że kredyty spłacano dość regularnie, banki mogły więc zmniejszać rezerwy obniżające ich zyski. Stopy procentowe rosły, a banki dobrze zarabiały nie tylko na kredytach, lecz także na pożyczaniu sobie pieniędzy, umieszczanych na depozytach międzybankowych. W 2012 r. wszystkich tych czynników już nie było. Wzrost gospodarczy zaczął zanikać (PKB wzrósł tylko o 2%), bezrobocie wciąż rośnie, ludzie mniej wydają i zarabiają, firmy nie planują inwestycji. Pogarsza się jakość kredytów, banki muszą zwiększać rezerwy. Rada Polityki Pieniężnej obniża stopy procentowe, a opłacalność lokat międzybankowych spada. Stopniowe przykręcanie śruby Mimo to banki w Polsce wciąż mają się świetnie. Ich zyski rosną, zapewne więc przekażą przyzwoite dywidendy swoim zachodnim właścicielom. W 2012 r. sektor bankowy przeznaczył na dywidendy 4,2 mld zł. Nie wszystkie banki je wypłaciły, ale były i takie, które przeznaczyły na ten cel nawet połowę zysków. Rosną też zarobki pracowników bankowości – w 2012 r. przeciętna (mediana, a nie średnia arytmetyczna) płaca brutto w bankach wyniosła 5 tys. zł, a co czwarty ze 175 tys. zatrudnionych zarobił ponad 8770 zł. Rok wcześniej przeciętna płaca wynosiła 4,6 tys. zł. – W stosunku do 2011 r. nieco wzrosły wypłaty wynagrodzeń, ale wynika to w dużej mierze z odpraw dla zwalnianych pracowników. Banki w Polsce ograniczają zatrudnienie – mówi dr Mariusz Zygierewicz ze Związku Banków Polskich. W istocie, w ubiegłym roku liczba pracowników spadła o ponad 1,6 tys., zlikwidowano 230 placówek bankowych. Zamykanie placówek, będące efektem przenoszenia usług finansowych do internetu, pozwala ograniczyć tempo wzrostu kosztów, ale oczywiście nie tylko dzięki temu banki miały kolejny dobry rok. Głównym źródłem wzrostu ich zysków są klienci – bo to na nich banki przerzucają największe ciężary prowadzenia działalności. W 2012 r. przychody z opłat i prowizji bankowych wzrosły o 2%, do 18,3 mld zł. To niemal niezauważalny, ale systematyczny wzrost. Płacimy coraz więcej za prowadzenie rachunków, za przelewy internetowe, telefoniczne i w placówkach, za posługiwanie się kartami, wydawanie ich duplikatów, ubezpieczenia, debety, wypłaty z obcych bankomatów i abonamenty na bezpłatne korzystanie z nich, za przysyłane nam pisma i monity (w żadnej innej działalności gospodarczej nie ściąga się od klienta pieniędzy za kierowaną do niego korespondencję; oczywiście jeśli to klient pisze do banku, bank nie zwraca mu za to ani grosza). Zmniejszają się zaś „prezenty” od banków i zwroty pieniędzy za transakcje dokonywane kartą, ograniczana jest liczba sklepów, w których można liczyć na zniżki fundowane przez banki, kończą się rozmaite darmowe „programy lojalnościowe”. Tak wymieniać można bez końca. Na wzrost dochodów banków wpływają też oferowane coraz chętniej produkty inwestycyjne, które nie gwarantują określonych
Tagi:
Andrzej Dryszel