Generacja małych złodziei? – rozmowa z prof. Jackiem Hołówką
Jeśli istnieje dobry powód do grzebania w komputerze, to jest nim tylko bezpieczeństwo publiczne. Prof. Jacek Hołówka, kierownik Zakładu Filozofii Analitycznej w Instytucie Filozofii UW Rozmawia Kuba Kapiszewski Ściągnął pan sobie kiedyś film z internetu? – Nie, ale nie dlatego, że jestem taki czuły na uczciwość, tylko mam mało czasu na oglądanie filmów, a te, które chcę oglądać, nie kosztują tak strasznie drogo. Wolę zapłacić 30 czy 50 zł, niż ściągać film całkowicie za darmo. Natomiast to nie znaczy, że nie zrobiłbym tego w innych okolicznościach. Gdybym wiedział, że jest jakiś film, którego inaczej dostać nie można, a w internecie da się go jakoś złapać, tobym go ściągnął. I nie rozglądał się pan kiedyś za jakąś rzadką produkcją? – Jest taki świetny film „Dead of Night”. Sam wprawdzie go nie ściągnąłem, ale namawiałem do tego kilka osób, które robią to lepiej ode mnie, ale im się nie udało. Potem zdobyłem go uczciwie, ale gdybym nie był w stanie kupić, tobym z pewnym poczuciem winy – które bym w sobie tłumił – ściągnął „Dead of Night”, bo to mój ukochany film. Duże byłoby to poczucie winy? – Nie, dlatego że posiadanie rzeczy materialnych i posiadanie rzeczy, które mają charakter duchowy, artystyczny, naukowy itd., to zupełnie różne sprawy. W przypadku rzeczy materialnych uważam za całkowicie zrozumiałe i usprawiedliwione, że płaci się za nie pełną cenę, jeśli taka cena jest wymagana. Co do dóbr duchowych, to tutaj mam inne poglądy. Pamiętam, co mówi się w przysiędze doktorskiej składanej przez każdego, kto otrzymuje doktorat, np. na UW. To jest świetny tekst, ułożony jeszcze przez prof. Czeżowskiego. Wypowiada się rotę łacińską, która mówi, że to wszystko, co uda mi się ustalić, będę dzielił ze swoją korporacją. Poważne odkrycia naukowe nie powinny być zawłaszczane przez odkrywcę. Poważne odkrycia naukowe powinny być własnością uniwersytetu, społeczności akademickiej, może nawet całej ludzkości. Pazerni spadkobiercy Tendencja wydaje się odwrotna – żeby więcej ukrywać, niż rozpowszechniać. – W ostatnich latach dokonywano w odniesieniu do tych dóbr pewnych zmian, nie chcę powiedzieć: manipulacji. Najpierw prawo autorskie przewidywało 30 lat ochrony, potem 50 lat, teraz 70. Skąd się bierze to wydłużenie? Po prostu pewni ludzie chcą zarobić więcej pieniędzy. Jeśli te pieniądze naprawdę trafiają do człowieka, który jest autorem, to nie mam istotnych zastrzeżeń. Ale jeśli są to spadkobiercy? Energiczne działania spadkobierców, których celem jest uzyskanie pieniędzy, bardzo często blokują możliwość popularyzowania pewnych myśli. Interesowałem się możliwością przedrukowywania w Polsce tekstów rozmaitych zagranicznych filozofów i odpowiedzi były różne, często jednak spotykałem się z twardą odmową. Daleka rodzina, posiadając prawa autorskie, nie godziła się na publikację tekstu bez zapłacenia wysokich tantiem. Polskie czasopis- ma nie są w stanie takiej sumy zapłacić. Jeśli teraz chwilę się zastanowimy – co robi ta rodzina? Być może blokuje istotną myśl kogoś, kto był twórcą ciekawej filozofii, nie pozwala, żeby ta myśl ukazała się w Polsce. Trudno powiedzieć, żeby kierowała się szacunkiem dla prawa, ona się kieruje przede wszystkim chęcią zarobienia pieniędzy. Taka postawa wydaje mi się dość egoistyczna. A dobra artystyczne? – Poezja: jeżeli ktoś zapamięta wiersz i go przepisze, czy ma płacić tantiemy autorowi, który pierwszy ten wiersz wymyślił? Albo jeżeli ktoś skomponował muzykę i nie jest to muzyka, której główna wartość polega na głośnej aranżacji, tylko jakiś istotnie ciekawy temat muzyczny. Czy można serio się domagać, aby odtworzenie tego rodzaju utworu wiązało się zawsze z opłaceniem tantiem? To wydaje mi się trochę niestosowne, jeżeli jest to tylko zbiór dźwięków zapisany w czyjejś pamięci. Ktoś niewątpliwie jest autorem tego dzieła, ale istnieje ono jako pewnego rodzaju przedmiot ogólny, a nie w konkretnych indywidualizacjach. A realizacje indywidualne mogą być lepsze lub gorsze. Płacić za uniwersalia? To mi się wydaje dość dziwacznym stanowiskiem. Dzisiaj ten przedmiot ogólny może mieć miliony cyfrowych kopii. – Tego rodzaju sztuka oczywiście podlega prawu autorskiemu, nie chcę tego kwestionować. Interesuje mnie inne pytanie – czy istniejące prawo nie powinno być modyfikowane? Cały spór związany z ACTA dotyczy dwóch rzeczy,