Generał i jego agent

Teledelirka Amerykańskie służby CIA ujawniły raporty Kuklińskiego. I co? I nico. Każdy może je sobie tłumaczyć, jak chce, gazety bardziej obiektywne w tytułach wymieniają zasługi Jaruzelskiego, inne piszą wołami o jego tchórzostwie. Manipulacja jest bożkiem tytułu, potem w tekście drobnym drukiem mówi się, co dobrego widział Kukliński w generale. Obie te postacie, generał i jego agent, mają wymiar tragiczny, ale kto by się nad tym zastanawiał, gdy nadarza się okazja, przedświąteczny rabat na opluwanie, to opluwa się, ile wlezie. W programie Rymanowskiego „Kawa na ławę” spocony z emocji Michał Kamiński mówił, że generał polskim władcą nie był, polski był Gomułka. Tylko że ten patriota Gomułka wydał rozkaz strzelania do robotników! Za jego czasów żadna „Solidarność” nie mogła powstać, strzelanie było metodą załatwiania spraw. Dziewięcioletni Michał Kamiński z Kancelarii Prezydenta ucierpiał w dniu wprowadzenia stanu wojennego, bo nie było „Teleranka”. Jego trauma była tak wielka, że poprzysiągł zemstę na Jaruzelskim. Z tego też powodu gdy już podrósł i utył, pojechał wraz z Markiem Jurkiem do gen. Pinocheta z ryngrafem z wizerunkiem Matki Boskiej! Podobno gdy idol Kamińskiego Pinochet, morderca tysięcy ludzi, wziął ryngraf do ręki, Matka Boska nie wytrzymała i walnęła go na odlew w pysk. Dziwne, że w programie nikt nie podniósł chorej namiętności Kamińskiego do dyktatora Pinocheta, dla którego nasz stan wojenny byłby niewinną igraszką, Jaruzelski mięczakiem, a liczba ofiar rozśmieszyłaby go do łez, już on by dał swoim wrogom popalić! Czy młody podówczas poseł Kamiński pojechał do Pinocheta, by tam uczyć się walki z komuną? Pewnie marzył, by zamiast Okrągłego Stołu nastąpiła likwidacja 2 mln członków partii oraz ich rodzin, circa 6 mln, i byłoby po sprawie. Wolę Kuklińskiego niż Kamińskiego, bo agent Kukliński więcej rozumiał, wiedział, że postać generała i nasze życie nie są jednowymiarowe, w raportach pisał o miłości generała do władzy, ale też o tym, że nie pozwolił wprowadzić do naszej armii radzieckich „doradców”. Kukliński narażał życie swoje i rodziny, stracił w niewyjaśnionych okolicznościach dwóch synów. Kamiński naraża się jedynie na śmieszność. Szczęściem naród jest mądrzejszy niż jego politycy, w sondażu do programu Tomasza Lisa 75% uznało stan wojenny za konieczność, a 25% było przeciwnego zdania. W tymże programie objawił się kolejny wielki admirator Pinocheta, a na dodatek Petaina!, Jacek Kurski. PiS-owska kadra w ogóle przypomina komisarzy ludowych z czasów rewolucji, choć rewolty nie ma. Teraz słychać łkania nad Ziobrą, skazanym na grzywnę i przeprosiny dla doktora G. za słowa skierowane przeciw niemu: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Kamiński twierdzi, że wolność słowa została tym wyrokiem złamana. Złamas ze złamasem biadoli, że przecież to były tylko słowa, a ja myślę, że te słowa były naprawdę zabójcze. Po tym zdaniu transplantologia zeszła na długo do najniższego poziomu, a z nią zeszli pacjenci, pewnie można by obliczyć ilu. Po przygodach ze szpitalami i operacjami na zachowanie Ziobry, wówczas ministra sprawiedliwości (!), patrzę z punktu widzenia pacjenta. Ziobro powinien mieć dziesiątki spraw wytoczonych przez rodziny ofiar jego show, ludzi, którzy mieli wyznaczone operacje u doktora G., zapuszkowanego jak bandzior na trzy miesiące, albo przez tych, którym sypnęło się zdrowie z powodu braku narządu do przeszczepu. Ktoś powinien policzyć te ofiary. Niech Ziobro się cieszy, że potraktowano go tak łagodnie! Mieszkania nie musi tracić, może zamienić grzywnę na odsiadkę i przemyśleć to, co zrobił. Sprawiedliwości stało się zadość i mam nadzieję, że „Już nikt nigdy przez pana Ziobrę (i jemu podobnych) życia pozbawiony nie będzie”. Choć pewności nie ma, bo kroją się ustawy inkwizytora Gowina zagrażające zdrowiu kobiet i dzieci. Platformo, proszę, oddeleguj tego pana do PiS-u! Nie wszystko jest u nas takie ponure. Muzeum IV RP urządzone przez Palikota w mieszkaniu kupionym od Ziobry to rewelacyjny pomysł! Mogliby tam, jak w skansenie, urzędować żywi posłowie PiS-u na zmianę z ich figurami woskowymi, bez różnicy. Byłaby piaskownica, a w niej bawiące się dzieci, Donaldzik z Leszkiem. „To jest mój samolot, mój samolot, mój samolot!”, woła Leszek i tupie nóżką, a gdy Donald wyrywa mu samolocik, stuka go łopatką w główkę i biegnie do mamy: „Mamusiu, ratuj! Donald robi na mnie wilcze oczy!”. No

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 52/2008

Kategorie: Felietony